W bałtyckiej "wojnie dorszowej" strony prężą muskuły. Komisja Europejska grozi polskim rybakom łamiącym zakaz połowu dorsza. Pierwsze kutry z dorszami wchodzą do portów, nikt nie interweniuje.
Unijny zakaz połowu dorsza - najbardziej atrakcyjnej ekonomicznie ryby - obowiązuje na "polskiej", wschodniej części Bałtyku od 1 maja. Część polskich rybaków zdecydowała się jednak go złamać. Ilu? Relacje szefów organizacji rybackich są sprzeczne. W poniedziałek mówili o kilkuset kutrach, które wyszły w morze. Wczoraj Andrzej Tyszkiewicz, szef Krajowej Izby Producentów Ryb, armator z Ustki powiedział "Gazecie", że w morzu jest kilkadziesiąt kutrów. Dodał jednak, że wielką akcję rybacy szykują na środę: - Chcemy wyjść w morze wszyscy, ze wszystkich portów, w jednym czasie. Liczę, że weźmie w tym udział kilkaset jednostek.
W ten sposób rybacy chcą podkreślić swoją siłę i determinację. Czują się skrzywdzeni, bo nie mogą łowić dorsza przez 4,5 miesiąca, podczas, gdy na zachodniej części Bałtyku zakaz jest dwumiesięczny. Żądają rekompensat za utracone zarobki. Chodzi o kilka milionów złotych. W poniedziałek wiceminister rolnictwa Józef Pilarczyk powiedział, że są już gotowe propozycje podziału kwot rekompensat. Poszczególni właściciele łodzi czy kutrów mają dostać od 8 do 18 tys. zł. Wnioski będzie można składać prawdopodobnie od 15 maja.
Ale to jeszcze bardziej złości rybaków. Chcą wiedzieć, kiedy dostaną pieniądze: Gdyby rząd zdecydował się na rekompensaty w styczniu, to już byśmy je mieli i nie byłoby protestów – mówi Tyszkiewicz.
Tymczasem do portów wracają pierwsze kutry z dorszami. Wyładowują dorsza na nabrzeża, hurtownicy je odbierają – relacjonuje Grzegorz Hałubek, armator z Ustki, szef Związku Rybaków Polskich. Na szczęście nie interweniuje Inspekcja Rybacka. Ale może dlatego, że są święta – dodaje
Minister Pilarczyk apeluje o wstrzymanie protestu. Ostrzega, że rybacy muszą "liczyć się z konsekwencjami swoich działań", bo ruch statków jest monitorowany. Na rząd naciska Komisja Europejska: - Jeśli zobaczymy, że polskie władze nic nie robią, to my wkroczymy - powiedział Michael Mann, rzecznik rolnictwa i rozwoju regionalnego w KE.
Rybacy zapowiadają, że w razie restrykcji zablokują polskie porty.