MERCOSUR1
TSW_XV_2025

Właścicel koncernu Agrofert może zostać premierem Czech

12 listopada 2014
W ciągu zaledwie trzech lat czeski minister finansów Andrej Babis zdołał sprawnie rozszerzyć swą działalność z biznesu na politykę i obecnie wydaje się zmierzać ku staraniom o stanowisko premiera - napisał w korespondencji z Pragi Reuters.

Doświadczenie, jakie zyskał Babis, pomyślnie kierując przez dziesięciolecia swymi firmami, stanowiło zawsze część jego apelu do czeskich wyborców, zdegustowanych przenikniętą korupcją i łapownictwem rodzimą kulturą polityczną. Jednak choć wielu uważa, że może on ożywić walkę z tymi, których nazywa "ojcami chrzestnymi" i "Palermo", to dla innych jego osoba wiąże się z perspektywą konfliktu interesów, a nawet niebezpiecznej koncentracji władzy - ocenia Reuters.

Według magazynu "Forbes" Babisz zajmuje drugie miejsce na liście najbogatszych Czechów z majątkiem 2,5 mld dolarów. Należący do niego koncern Agrofert, którego spółki działają w przemyśle spożywczym i chemicznym oraz w sektorze mediów, zatrudnia łącznie 28 tys. ludzi. W ubiegłym roku, w związku z budowaniem własnego ruchu politycznego ANO, Babisz zakupił dwie przynoszące straty gazety i stację radiową.

Ministerstwo finansów otrzymał w ramach umowy o utworzeniu koalicji rządowej po zajęciu przez ANO drugiego miejsca w wyborach parlamentarnych pod koniec ubiegłego roku. Poza administrowaniem budżetem i dotacjami z UE resort ten zarządza państwowymi udziałami w różnych firmach - od linii lotniczych po rurociągi.

Urodzony na Słowacji 60-letni Babis może się obecnie uważać za zdecydowanie najpopularniejszego polityka w Czechach. Jak ujawnił przeprowadzony pod koniec października sondaż, społeczne poparcie dla ANO wynosi 31 proc., podczas gdy dla kierowanej przez premiera Bohuslava Sobotkę Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej tylko 22,2 proc.

W październikowych wyborach lokalnych ANO wyszło na prowadzenie w Pradze oraz w ośmiu spośród pozostałych 12 większych czeskich miast, umacniając swą pozycję na politycznej scenie i wytyczając Babiszowi drogę do konkurowania o urząd premiera po kolejnych wyborach parlamentarnych w 2017 roku.

Jak podkreśla Reuters, taktyka ANO jest prosta - jego plakaty wyborcze akcentowały profesjonalizm kandydatów oraz to, że nie są uwikłani w nadużycia. Od czasu upadku komunizmu Czechy nęka plaga sprzeniewierzeń funduszy publicznych, a Transparency International, klasyfikując 31 państwa europejskie pod względem odporności na korupcję, dała temu krajowi 25 miejsce.

"Moimi atutami są mój program i to, że jest on straszliwie prosty: nie kłamię, nie kradnę i pracuję" - powiedział Babisz w udzielonym w październiku przez internetowy telemost wywiadzie. Ale jego łączenie rozległej działalności biznesowej z funkcjami politycznymi jest dla mediów stałym pretekstem do stawiania porównań z byłym premierem Włoch i magnatem medialnym Silvio Berlusconim, którego oskarżano o wykorzystywanie uprawnień funkcjonariusza państwowego w celach prywatnych. Porównania takie Babisz odrzuca.

"On dopuszczał się skandali obyczajowych, uchylał się przed podatkami i oszukiwał państwo. Ja nie robię i nie będę robił takich rzeczy" - powiedział w ubiegłym roku w trakcie wywiadu dla Reutera i to jeszcze zanim zadano mu pytanie. Nie odpowiedział jednak na kilkakrotne prośby o skomentowanie przygotowywanego najnowszego materiału tej agencji na temat jego osoby. Odmówiło też ministerstwo finansów.

Zgodnie z czeskimi przepisami w sprawie konfliktu interesów Babis ustąpił ze stanowiska prezesa Agrofertu, ale bez wyzbywania się jego własności. Niektórzy komentatorzy powątpiewają jednak, czy jednoczesne wpływanie przez tę samą osobę na gospodarkę, media i politykę da się pogodzić z demokratycznymi ideałami państwa członkowskiego UE.

Jak zaznacza Reuters, przewodniczący klubu parlamentarnego ANO zasiada w zarządzie Agrofertu, minister ochrony środowiska kierował wcześniej jedną z firm chemicznych tego koncernu, a na czele państwowego zarządu autostrad stoi były szef działu komunikacji strategicznej Agrofertu. "To odejście od demokracji pojmowanej w zachodnim sensie tego słowa. Zaistniał kryzys, który wymaga refleksji, ale Babis w żadnym razie nie jest właściwą drogą wyjścia" - mówi dawny antykomunistyczny dysydent, a obecnie komentator polityczny Bohumil Doleżal.

Na kwestie te zwracają uwagę także europejscy sąsiedzi Czech. Niemiecka europosłanka Ingeborg Graessle wyraziła w marcu zaniepokojenie potencjalnym konfliktem interesów wypływającym z roli Babisa w nadzorowaniu funduszy unijnych skoro jest on właścicielem firm korzystających z unijnych dotacji. W sprawie podniesionej przez Graessle - od lipca szefowej komisji kontroli budżetowej PE - mowa była o kwocie 2,6 mln euro, co jest ułamkiem obrotów Agrofertu. Obroty te w 2013 r. wyniosły równowartość 6,9 mld dolarów, co odpowiada 3,7 proc. czeskiego PKB.

Ministerstwo finansów skrytykowało zarzuty Greassle jako nieuzasadnione. Jak zaznaczyło w swym oświadczeniu, "biorąc pod uwagę, że (Babis) zrezygnował ze wszystkich funkcji kierowniczych we wszystkich spółkach, a jego mandat jako ministra pochodzi z demokratycznych wyborów w Republice Czeskiej, takie stawianie sprawy sprzeciwia się zasadom demokracji parlamentarnej".

Redaktorzy naczelni i część pozostałego personelu dziennikarskiego dwóch czeskich dzienników po przejęciu ich przez Babisa zrezygnowało z pracy. "To była bezpośrednia reakcja na zmianę właściciela. Byłem i nadal jestem przekonany, że przy takim układzie właścicielskim nie mógłbym pracować tak, jak bym sobie tego życzył" - powiedział Reuterowi Robert Czasensky, który ustąpił ze stanowiska redaktora naczelnego największego czeskiego dziennika opiniotwórczego "Mlada Fronta Dnes". Nowe kierownictwo tej gazety twierdzi, że Babis nie wtrąca się do jego działalności.

Babis, z wykształcenia ekonomista i były członek partii komunistycznej, pracował w latach 80. w handlu zagranicznym - w czasach komunizmu branży elitarnej - i miał kontakty z państwową służbą bezpieczeństwa, ale sąd oczyścił go z zarzutów świadomej współpracy w charakterze tajnego informatora. Wielokrotnie określał parlamentarne debaty jako stratę czasu i deklarował chęć rządzenia państwem na wzór kierowania przedsiębiorstwem.

Politolog Lubomir Kopeczek z uniwersytetu im. Masaryka w Brnie uważa, że taki "menedżerski i technokratyczny model" niesie w sobie ryzyko. "To w pełnym tego słowa znaczeniu przenikanie się biznesu i polityki. Nigdy dotąd czegoś podobnego nie widzieliśmy" - powiedział.

Jak wskazuje Reuters, podejście Babisa do różnych szczegółowych problemów trudno uznać za spójne. Podjął działania na rzecz powściągnięcia nadmiernie ekspansywnej branży hazardowej i opowiada się za dyscypliną budżetową, ale popiera rządowe wydatki na infrastrukturę i zgadza się z socjaldemokratami, że należy raczej podnosić płace w sektorze publicznym, a nie ograniczać resortowe deficyty.

Komentator dziennika ekonomicznego "Hospodarzske Noviny" Petr Honzejk uważa, że wielu Czechów, mając na uwadze przede wszystkim poprawę poziomu życia, jest otwartych na nowy styl przywództwa po rozczarowaniu się partiami o tradycyjnych programach.

"To wina tradycyjnych partii, a nie Babisza, że w społecznym odczuciu ideologia nabrała jarmarcznego kolorytu. Babis po prostu wszedł w tę przestrzeń" - napisał Honzejk.


POWIĄZANE

Ten spór wciąż rozpala emocje Polacy uwielbiają święta, ale równie mocno kochają...

W dzisiejszym świecie innowacje technologiczne są na porządku dziennym. Każdego ...

‘Dlaczego chcesz się przebranżowić?’, to najnowszy konkurs przygotowany przez po...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)Pracuj.pl
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę