Z nieszczęścia podlaskich rolników uczynili sobie stałe źródło dochodów. Skradzione konie sprzedawali na targu w Trzebnicy, a zarobione w ten sposób pieniądze przepijali – ustalił sąd w Bielsku Podlaskim i skazał dwóch złodziei koni na cztery i trzy lata więzienia.
Cezary K. i Ireneusz P. , bo o nich mowa są mieszkańcami Białej Podlaskiej. Zostali oskarżeni o kradzieże koni w sierpniu i wrześniu ubiegłego roku.
Sąd udowodnił oskarżonym dokonanie co najmniej sześciu kradzieży koni,
głównie na terenie gmin Dubicze Cerkiewne i Orla. Nałożył ponadto na oskarżonych
grzywnę po 2 tys. zł, obciążył ich kosztami sądowymi i nakazał wypłacenie
odszkodowania za skradzione konie wraz z odsetkami sześciu hodowcom, co do
których – zdaniem sądu – nie ma wątpliwości, że to właśnie im oskarżeni skradli
konie. Wyrok nie jest prawomocny.
Niezbite
dowody
Uzasadniając wyrok sędzia Janusz Sulima stwierdził, że zgromadzono
niezbite dowody, świadczące o winie oskarżonych. Zeznania koniokradów były zaś
wyjątkowo nieprzekonujące, wykrętne i kłamliwe. Zwłaszcza, że dzień po
kradzieży, 26 września, obydwaj mężczyźni zostali zatrzymani przez siemiatycką
policję na polnej drodze, zaś w skontrolowanym dostawczym mercedesie, którym
poruszali się , należącym do mieszkańca Grajewa, znajdowały się klacze i źrebak,
będące własnością gospodarza z Jelonki (gm. Dubicze Cerkiewne). Także odciski
palców pozostawione na pętach, skrawkach batów i butelkach po wodzie mineralnej
na terenie, gdzie dokonano kilku innych kradzieży (np. koło wsi Mikłasze i
Krywiatycze) należały do oskarżonych. O ich współudziale w innych kradzieżach
świadczyły też poszlaki: ślady zapachowe, ślady kół dostawczego mercedesa i
spisy bilingi rozmów.
Obaj oskarżeni nie byli obecni podczas odczytania wyroku, przebywają od kilku miesięcy na wolności. Areszt nakazał uchylić Sąd Okręgowy w Białymstoku.
Ogłoszony wczoraj wyrok nie zadowolił wczoraj wszystkich hodowców, którzy jak zwykle w licznej grupie stawili się na salę rozpraw. Domagają się dalszego kontynuowania śledztwa. Przecież to jest zorganizowana grupa przestępcza. Zatrzymano praktycznie tylko przewoźników. Nie rozumiemy dlaczego prokuratura nie chce pójść śladem bilingów telefonicznych i ustalić mocodawców. W tej sprawie jest poszkodowanych ponad 50 hodowców – skarżył się Jarosław Kolenda ze wsi Toporki.
Szukamy tych koni na własną rękę. Wiemy, że sprzedawano je w różnych miejscowościach m.in. na targach w Trzebieszowie i Sieniawie w woj. podkarpackim. Śledztwo należy kontynuować, są gdzieś jeszcze mocodawcy na wolności, musieli być również miejscowi przewodnicy, którzy pokazywali pastwiska – tłumaczył Bogdan Kożuszkiewicz.