Coraz głośniej o protestach mieszkańców wielu wsi "podmiejskich", którzy nie godzą się na "połkniecie" ich gruntów przez chcące poszerzenia swych granic miasta. Wszystkiemu winien jest rząd Donalda Tuska, który nie oglądając się na nic ulega naciskowi wywieranemu przez grupy dobrze zorganizowanych developerów. Ci chcą kosztem wsi zrobić skok na kasę - przejmując od powiększonego miasta za półdarmo grunty rolne, które po ich przekształceniu na działki budowlane zabudowywując na modne, luksusowe osiedla stałyby się istną żyłą złota.
Ostatnio głośno i na kolorowo, bo w ludowych strojach, protestowali przed kancelarią premiera mieszkańcy podełckiej gminy. Protest okazał się skuteczny. Mniej szczęścia miały gminy wiejskie koło Przemyśla, Koszalina i Rzeszowa. Rząd rzutem na taśmę zgodził się w przypadku tych miast na połknięcie tysięcy hektarów przez wymienione miasta. Wygrała batalie ( gmina Ełk) - najlepiej zorganizowana, czyli ta, która wysupłała z gminnej kas pieniądze na przyjazd całych, zorganizowanych grup rolników, którzy ubrani w ludowe stroje za pomocą ludowych przyśpiewek przekonywali rząd do swych racji. Orędownikiem ich interesów lub łowcą politycznego poparcia przyszłego elektoratu wyborczego okazał się wicepremier Waldemar Pawlak, który obiecał protestującym, że będzie bronił gmin wiejskich. I w przypadku gminy Ełk tak się stało. Koronnym argumentem były wyniki konsultacji społecznych, w których wzięło udział 60% z prawie 11 tys. mieszkańców gminy. Aż 94% było przeciwnych wchłonięciu przez miasto. Chodziło o tereny na północ od Ełku, w kierunku Olecka.
Kto miał na tym stracić? W pierwszej kolejności rolnicy, którzy mają teraz dopłaty do produkcji (345 zł do hektara), czy za prowadzenie upraw w niekorzystnych warunkach (ONW) - 180 zł z hektara. Wiele miała też do stracenia sama gmina - 1,5 mln zł z programu rozwoju obszarów wiejskich (PROW) oraz 150 tys. zł z tytułu podatków gruntowych i od nieruchomości. Gdzie tak na prawdę leżą konfitury? W gruntach należących do tzw. zasobów rolnych Skarbu Państwa administrowanych (zarządzanych) przez Agencje Nieruchomości Rolnych. Agencja ma być zlikwidowana do 2013 roku a wraz z jej likwidacją grunty niemalże automatycznie przejmowałaby gmina. Jeśli przejęłoby miasta na potrzeby np. budownictwa komunalnego, to Ełk "łyknąłby" za darmo 550 hektarów warte dziś nawet pół miliarda złotych.
Za "hurtowe" decyzje o przekazaniu kilku dużym miastom w przyszłym roku terenów należących do gmin wiejskich krytykują samorządowcy, zwracając uwagę na to, że swą decyzja podważa sens reformy. Stabilność granic gmin i prawa miały być wartością sama w sobie a dzieje się jak w czasie rozbiorów. Oto panowie i władcy samowładnie decydują co komu przypadnie, nie zwracając uwagi na to, ze gmina to nie nit tylko obszar, lecz również związek emocjonalny i gospodarczy mieszkańców, związek powołany po to, by decydować o lokalnych, wiejskich sprawach, by kształtować strategie rozwoju i ponosić za to odpowiedzialność. Owszem, można zmienia granice ale tylko w wyjątkowych sytuacjach i przy zgodzie przygniatającej większości mieszkańców. Generalnie powinna obowiązywać zakorzeniona zachodnioeuropejska zasada , że "rozlewanie się" miast wymaga dobrosąsiedzkiej współpracy miasta i gminy wiejskiej. A rząd nie powinien w tej materii w ogóle zabierac głosu i decydować. Nawet plan krajowy może jedynie wyznaczać obszary wspólnych planów zagospodarowania przestrzennego i strategii rozwoju. Ot i tyle. A tak na marginesie - spór wieś miasto jest kolejnym przykładem tarć w koalicji, kolejnym i zapewne nie ostatnim.
7034598
1