Ustawa opracowana w Ministerstwie Nauki i Informatyzacji (MNiI) ma doprowadzić do współpracy systemów teleinformatycznych w poszczególnych resortach i urzędach publicznych. - Niemal każdy resort ma swój własny wyizolowany system informatyczny, nie ma między nimi przepływu informacji. W efekcie obywatel, chcąc coś załatwić w urzędach podporządkowanym różnym resortom, musi biegać od jednych urzędników siedzących przy państwowych komputerach do drugich - mówi obrazowo Tomasz Kulisiewicz, niezależny analityk teleinfomatyczny.
Po uchwaleniu ustawy przez Sejm w lutym tego roku przedstawiciele resortu nauki przyznawali, że powinna ona powstać dziesięć lat wcześniej. Teraz, w ciągu sześciu miesięcy od wejścia ustawy w życie, resort nauki i informatyzacji powinien przygotować projekt pięcioletniego planu informatyzacji państwa. - Niefortunnie ustawa wchodzi w życie tuż przed zmianą ekipy rządzącej. Jej znaczenie może mocno osłabić brak rozporządzeń wykonawczych, a wymaga ona ich bardzo wiele. Wątpliwe, by zdążył wydać je ten rząd. Praktyczne skutki tej ustawy przez dłuższy czas mogą więc być nikłe - uważa Kulisiewicz. - Ale na pewno pomoże w dojściu do tego, by administracja publiczna zaczęła komunikować się elektronicznie z obywatelami. Uporządkuje też kilka innych spraw - dodaje.
Ustawa m.in. zmieni warunki, na jakich przedsiębiorstwa rozliczają się elektronicznie z ZUS. Stanowi ona, że przesyłane do ZUS dokumenty będą musiały być opatrywane tzw. bezpiecznym podpisem elektronicznym, który w świetle prawa jest tożsamy z odręcznym. Ten zapis zacznie jednak obowiązywać dopiero za 27 miesięcy. Ustawa daje też możliwość dofinansowania przez MNiI projektów informatycznych w instytucjach publicznych.