Regulacje sobie, życie sobie. Oto przykład firm z powodzeniem działających na naszym rynku, którym współpraca z sieciami w ogóle nie jest potrzebna. Wystarczy… własna sieć dystrybucji.
Relacje między przemysłem mięsnym, a wielko-powierzchniowym handlem zawsze były pełne wzajemnych oskarżeń i animozji. Pierwszy przykład z brzegu.
Aby zacząć sprzedawać w sieci handlowej trzeba wnieść tzw. opłatę za wejście. Wynosi ona powiedzmy 2 tysiące złotych za każdy sklep. Gdy sieci handlowe łączą się lub zmieniają nazwę i formę prawną opłaty trzeba wnosić na nowo.
Witold Choiński –Izba Gospodarcza „Polskie Mięso”
I wtedy nagle przedsiębiorca musi zapłacić do sieci 400 sklepów jeszcze raz po 2 tysiące.
Sytuacja zmusiła więc przedsiębiorców do szukania alternatywnych kanałów dystrybucji. Tak było w przypadku zakładów mięsnych w Stanisławowie. 150 ton produkcji tygodniowo, czyni z nich firmę średniej wielkości. Wędliny wytwarza się tu tradycyjnie nie na przemysłową skalę. A to wszystko eliminuje jakąkolwiek firmę z sieci handlowej.
Jan Budek prezes zakładów mięsnych w Stanisławowie
Nie jesteśmy w stanie wysyłać z tego względu, że nie zgadzamy się z tymi cenami jakie są na sieciach, bo my produkujemy dobrej jakości wymagamy dobrą cenę jednak nie zgadzają się na taką cenę jaką my proponujemy
I jeszcze jedno. Wiele zakładów mięsnych w kraju masowo korzysta z importowanego mięsa. Bo tańsze, lepiej dostępne. Tu produkuje się tylko z polskiego surowca. Mimo, że jest go na rynku mało i jest drogi.
Jan Budek prezes zakładów mięsnych w Stanisławowie
Największy problem polega na tym, że mieć tani produkt, a my nie jesteśmy w stanie wyprodukować tanio ze względu na to, że my produkujemy na surowcu krajowym
Stąd pomysł na własną sieć dystrybucji. Te zakłady mięsne dysponują już 15 sklepami w całym kraju. Ich produktów w sieciach hiper i supermarketów nie znajdziemy. Ale coś za coś. Po pierwsze własne sklepy też kosztują, a po za tym o skali sprzedaży tak jak w sieciach możemy zapomnieć.
9554926
1