Stracili miliony – teraz walczą o ich odzyskanie. Kilkuset sadowników z okolic Grójca od dwóch lat bezskutecznie domaga się należnych im pieniędzy. Firma, która odbierała od nich owoce upadła, zostawiając gigantyczne długi. Całą sprawą zajmuje się co prawda prokuratura w Grójcu, ale końca śledztwa nie widać - podobnie jak… pieniędzy sadowników.
Pierwsze kłopoty pojawiły się w firmie trzy lata temu. Wszystko najprawdopodobniej przez nieurodzaj, kiedy to ceny owoców poszybowały w górę.
Wiesław Patynowski, sadownik - „Płacił od ręki, potem płacił po tygodniu, potem po miesiącu//ostatni rok nic nie płacił, świadomie wiedząc, że ludzi wykorzystuje.”
Mimo problemów finansowych firmy, część sadowników nadal odstawiała tam towar –godząc się na odroczenie zapłaty. Rekordziści do dziś czekają na ponad 100 tysięcy złotych.
Czesław Wiewióra, sadownik - „Ze zbioru 2007 to będzie kilkanaście tysięcy złotych i cały zbiór z 2008 roku też mu dałem. Na 100 tysięcy złotych.”
Zdaniem sadowników, firma AMAR zadłużyła się u nich na około 10 milionów złotych. Pojawiły się co prawda propozycje spłaty części zadłużenia, ale przedstawione warunki były nie do przyjęcia.
Agnieszka Patynowska, sadownik – „Oni nam powiedzieli, że jak podpiszemy tą umowę, to oni są nam winni 10 tysięcy i nam oddadzą 4280. A przecież ja mam faktury na 23 tysiące."
Właściciel upadłej firmy niezapłaconych faktur nie kwestionuje.
Marcin Dąbrowski, były właściciel P.P.U.H. AMAR - „Nam się noga powinęła, wszystko co miałem, ja, moja rodzina to straciłem tak naprawdę. Ja podjąłem próby restrukturyzacji, każdy dostał propozycję rozłożenia tego na raty w czasie. Firma, która miała nam de facto pomóc okazała się też po przeciwnej stronie.”
W dobrą wolę właściciela byłej firmy nie wierzą jednak sadownicy. Tym bardziej, że na tym samym miejscu dziś działa nowa spółka.
Agnieszka Patynowska, sadownik – „Półtora roku cały czas coś tu się dzieje w ramach restrukturyzacji. I nadal nic nie jest sprzedawane, wszystko dzierżawione, a pieniądze z dzierżawy starczają na syndyka, raty kredytu, a nikt z nas nie został spłacony.”
Zdaniem sadowników nową firmą kieruje ten sam człowiek.
Agnieszka Patynowska, sadownik - „Tu cały czas Dąbrowski prowadzi działalność gospodarczą, zarabia pieniądze, jeździ wypasionym samochodem, cały czas mieszka w swoim domu, nikt go nie licytuje – a my z czego mamy żyć?”
Łukasz Wiewiór, sadownik- „Podejrzewam, że niedługo wykupi tę firmę, bo on ma pieniądze. W ten sposób można mieć firmę wartą 10 milionów za mniej. Bo syndyk trochę opuści za 5-6 milionów. Będzie miał firmę bez długów. Czystą – dziękuję.”
Takim zarzutom zaprzecza właściciel byłej firmy.
Marcin Dąbrowski, były właściciel P.P.U.H. AMAR- „Do nowej firmy przeszli niemal wszyscy byli moi pracownicy, ja tam nie pracuję…”
Sprawa jest wyjątkowo skomplikowana przyznaje prokuratura w Grójcu, która od ponad roku prowadzi w tej sprawie śledztwo. Obecnie postępowanie zawieszono, bo zebrane dokumenty ma oceniać biegły.
Krzysztof Sobechowicz, prokurator rejonowy w Grójcu- „Będziemy wiedzieli, czy w tym zakresie będziemy mogli mówić o popełnieniu przestępstwa oszustwa na szkodę wielu podmiotów, osób. Oszustwa w stosunku do mienia o znacznej wartości.”
Postępowanie wyjaśniające ma zostać wznowione w kwietniu przyszłego roku.
9333036
1