Kilkuset rolników z gmin sąsiadujących z Bydgoszczą i Grudziądzem protestowało w poniedziałek, jeżdżąc ciągnikami po ulicach obu miast. Manifestacje miały zwrócić uwagę rządu na problemy producentów rolnych.
Ponad 150 rolników protestowało w poniedziałek na parkingu przed głównym gmachem Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego. Blisko stu gospodarzy dotarło na miejsce ciężkimi ciągnikami, a resztę dowiozły autokary.
W grupie protestujących było kilkudziesięciu gospodarzy z powiatu aleksandrowskiego (woj. kujawsko-pomorskie). To rolnicy poszkodowani przez lokalną spółkę Jantur, która w ubiegłych latach nie zapłaciła dostawcom za zboże i upadła, pozostawiając dług wobec rolników w wysokości prawie 24 mln zł.
Do manifestantów wyszła urzędująca dopiero od kilkunastu tygodni wojewoda Ewa Mes (PSL) w towarzystwie dyrektora urzędu. -Jestem zawsze otwarta na rozmowy z rolnikami i przekażę wasze postulaty do osób odpowiedzialnych za te sprawy w Warszawie - zadeklarowała wojewoda, odbierając petycję skierowaną do rządu.
Kawalkada 70 ciężkich ciągników wyruszyła przed południem z podbydgoskiej wsi Pawłówek i przejechała ulicami Bydgoszczy przed urząd. Pojazdy ustawiły się kolumnami na ul. Jagiellońskiej przed budynkiem, tarasując jedną z głównych arterii w mieście.
Na czele kolumny ciągników wieziono transparent z napisem "Sawickiego polityka dobija polskiego rolnika". Na innych transparentach protestujący m.in. zarzucali działaczom PSL, że roztoczyli "parasol ochronny" nad spółką "Jantur", której współwłaścicielami byli lokalni działacze tej partii, i utrudniają jej rozliczenie.
- Problemem jest wieprzowina, której chłopi nie mogą sprzedać. Jest bardzo ważny problem mięsa sprowadzanego z Niemiec, a skażonego dioksynami, ale z kryzysem mamy do czynienia praktycznie we wszystkich gałęziach produkcji rolnej. Upominamy się też o buraki cukrowe i mleko - podkreślił Antoni Kuś, współorganizator protestu i jeden z liderów strajku chłopskiego w Bydgoszczy w 1981 roku.
Wśród przywódców poniedziałkowej manifestacji w Bydgoszczy był także poseł Wojciech Mojzesowicz (PJN), który gospodaruje na kilkuset hektarach w podbydgoskim Gogolinku. - Dziś jestem tu jako hodowca trzody, ale nie chodzi tylko o rolnictwo. Trzeba coś wreszcie zmienić, bo cały region jest degradowany, choćby poprzez sabotowanie budowy trasy S-5, której brak wpycha nas na margines kraju - przekonywał parlamentarzysta.