"Głos Szczeciński" pisze, że graniczne stacje sanitarno-epidemiologiczne od 1 maja nie kontrolują już żywności sprowadzanej do Polski z krajów Unii Europejskiej. "To może się odbić na naszym zdrowiu" - ostrzegają specjaliści.
Na granicy nikt nie sprawdza zgodności dokumentacji przewozowej, np. certyfikatów unijnych z faktyczną zawartością transportów żywnościowych. Sprawdzaniem jakości towarów żywnościowych u odbiorcy, czyli np. na sklepowych półkach, zajmuje się w naszym województwie tylko 148 osób z Państwowej Inspekcji Sanitarnej. "Zniknęła jedna z barier chroniących nas przed zalewem żywności, która nigdy nie powinna trafić do obrotu, np. tej zmodyfikowanej genetycznie, jeśli nie odpowiada obowiązującym normom" - mówi jeden ze szczecińskich inspektorów sanitarnych. "Spożywana w większych ilościach może wywołać otyłość. Równie groźne dla zdrowia, bo mające działanie rakotwórcze, mogą okazać się tzw. złe pleśnie, które wielokrotnie stwierdzaliśmy przed 1 maja np. w herbatach sprowadzanych do zachodniopomorskiego".
Przed akcesją, o transporcie żywności, przekraczającej granice, inspektorów sanitarnych informowały służby celne, działające na przejściach granicznych. "Od 1 maja już tego nie robimy, bo nasza rola zmieniła się diametralnie" - mówi Janusz Wilczyński, rzecznik Izby Celnej w Szczecinie.
Potwierdza to instrukcja przekazana celnikom, która mówi, że zgodnie ze stanowiskiem Głównego Inspektora Sanitarnego jeśli towary zostały wprowadzone na obszar celny Wspólnoty Europejskiej przez przejście graniczne leżące na terytorium innego państwa członkowskiego i w tym państwie nie zostało poddane granicznej kontroli sanitarnej, również na terytorium RP towar taki nie jest na granicy kontrolowany.