Mniej mięsa i tłuszczu niż deklarował producent, złe oznakowanie, napisy na etykiecie mające niewiele wspólnego z tym co znajduje się w puszcze – to główne zastrzeżenia jakie zgłosiła Inspekcja Handlowa podczas kontroli wyrobów konserwowych sprzedawanych w podkarpackich sklepach. IH zakwestionowała co szósty tego typu wyrób.
Inspektorzy sprawdzili 52 partie konserw w 10 sklepach.
W szynce
polskiej i gulaszu angielskim takie parametry jak zawartość galarety, zawartość
tłuszczu i ilość surowców mięsno-tłuszczowych były zaniżona w stosunku do
obligatoryjnych norm lub do tego co deklarował producent. W bigosie było za mało
mięsa – wylicza Janina Siwiec- Zając, naczelnik wydziału kontroli jakości
Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Rzeszowie. W kontrolach
inspekcji Handlowej jeszcze gorzej niż konserwy wypadły wyroby garmażeryjne.
Zakwestionowana została co trzecia partia. Przyczyny były podobne: mniej mięsa
niż deklarował producent, zaniżona waga w porównaniu z tym co było napisane na
opakowaniu, niewłaściwie oznakowanie, np. bez podawania że produkt był
konserwowany chemicznie. Kontrolerzy natrafili również na wyroby przeterminowane
– sprzedawca nie dopilnował terminu ważności.
Sporo zastrzeżeń
kontrolerzy inspekcji mieli do sposobu przechowywania wyrobów garmażyneryjnych.
W kilku sklepach handlowcy trzymali towar w zbyt wysokiej temperaturze, przez co
łatwo mógł ulec zepsuciu.