Minister oświadczył, że zakwestionowana wołowina firmy Biernacki- Agro Rydzyna została przed wyeksportowaniem do Norwegii przebadana w Polsce zgodnie z unijnymi normami, a potem przeszła badania w Norwegii i została dopuszczona do obrotu.
Nie stwierdzono zanieczyszczeń mikrobiologicznych przekraczających dopuszczalne normy – powiedział Jurgiel. Producent zakwestionowanego mięsa przestrzegał wszystkich nałożonych prawem procedur.
Cytowany przez norweski dziennik "Oestlandetsblad" dyrektor laboratorium analizującego próbki żywności w prowincji Sondre Vestfold, Stein Bringeland, powiedział, że nie wierzy polskim kontrolom żywności i atestom. Jego zdaniem "w rachubę wchodzi wszystko, od źle lub niedokładnie przeprowadzonych testów aż do fałszowania ich wyników".
Wypowiedzi pana Steina Bringelanda budzą nasze poważne zaniepokojenie, gdyż podważają wiarygodność systemu prowadzonego przez inspekcję weterynaryjną – odparł na konferencji prasowej minister. Podkreślił, że dyrektor laboratorium nie reprezentuje norweskich władz. Nie otrzymaliśmy formalnej informacji od odpowiednich kompetentnych organów, jest to wypowiedź jakiegoś dyrektora laboratorium – powiedział minister. "Żądamy wyjaśnień od rządu norweskiego" - dodał.
Rzecznik komisarza ds. zdrowia i ochrony konsumentów Philip Tod powiedział we wtorek PAP, że Komisja Europejska i państwa członkowskie UE 10 i 11 listopada dostały sygnał od władz norweskich o potencjalnym zagrożeniu związanym z wystąpieniem salmonelli w polskim mięsie.
Jak zwykle w takich przypadkach zwróciliśmy się o wyjaśnienie do odpowiedniego rządu, czyli do polskich władz. Wciąż czekamy na te wyjaśnienia – oświadczył Tod.
Minister Jurgiel powiedział, że do niego nie dotarła prośba o takie wyjaśnienia.
Biernacki: W mięsie wysłanym do Norwegii nie było salmonelli
Mięso wysłane przez firmę Agro-Rydzyna do Norwegii przed załadunkiem zostało dokładnie przebadane przez polskie służby weterynaryjne i nie stwierdzono w nim bakterii salmonelli – poinformował PAP we wtorek właściciel firmy, Wojciech Biernacki.
Norweska telewizja publiczna i radio NRK podały w poniedziałek, że "władze norweskie są przekonane, iż niewystarczająca kontrola żywności w Polsce jest przyczyną pojawienia się na norweskim rynku mięsa skażonego salmonellą. Polski eksporter może się spodziewać kar w takiej wysokości, że im nie sprosta".
Agro-Rydzyna przysłał do PAP we wtorek oświadczenie, w którym poinformował, że towar został wyeksportowany z Polski do firmy Skandia Foods A.S. c/o Frysekompaniet A.S. pięć miesięcy temu; mięso przed załadunkiem zostało dokładnie przebadane przez polskie służby weterynaryjne, w szczególności wykonano wymagane badania na obecność bakterii salmonelli. Do każdej partii mięsa załączono wyniki badań potwierdzających, że nie ma salmonelli.
Według Biernackiego, mięso było także badane po przywiezieniu do Norwegii. Wyniki tych badań nie wykazały obecności bakterii typu salmonella. W związku z powyższym, wykluczone jest wiązanie ujawnionej w Norwegii informacji o skażeniu bakterią salmonelli z transakcją zakupu ode mnie mięsa wyprodukowanego przez spółkę Agro- Rydzyna Sp. z o.o. – napisał Biernacki w oświadczeniu.
Jak wyjaśnił, mięso w Polsce zostało wyprodukowane w zakładach posiadających unijny certyfikat pozwalający na handel na wspólnotowym rynku. Dodał, że firma pracuje pod ścisłym nadzorem weterynaryjnym.
Biernacki podkreślił, że od momentu wysłania mięsa, co miało miejsce 5 miesięcy temu, polska firma nie ma żadnej kontroli nad tym towarem. Odebrał go importer - norweska firma Skandia Foods A.S. i to ona przechowywała towar na terenie Norwegii; nie wiadomo, czy zachowano w tym okresie należyte warunki transportu i składowania mięsa.
Na terenie Norwegii Skandia Foods A.S. wprowadziła do obrotu - do sprzedaży detalicznej - mięso w opakowaniach 400-gramowych, musiała więc dokonać rozmrożenia mięsa, jego zmielenia i powtórnego zamrożenia. Prawdopodobnie na opakowaniach nie umieszczono informacji, że nie jest to towar świeży nadający się do spożycia na surowo, co jest, w moim przekonaniu, niedopuszczalne – napisał w oświadczeniu Biernacki.
Wyjaśnił też, że Skandia Foods A.S. zalega już pięć miesięcy z zapłatą za część sprzedanego towaru i zamiast uregulować zobowiązanie podaje wciąż nowe powody w celu unikania zapłaty.
Jak zauważył, "z tym faktem być może łączy się geneza podania nieprawdziwej informacji i próba przypisania zakupionemu mięsu wady polegającej na rzekomym skażeniu salmonellą". Dodał, że pomimo ponagleń oraz dokonanych powiadomień organów ścigania oraz organów celnych, Skandia Foods A.S. nadal unika zapłaty.
Główny Lekarz Weterynarii Krzysztof Jażdżewski wyjaśnił, że oficjalnie norweskie służby weterynaryjne nie wystąpiły do polskiej Inspekcji Weterynaryjnej w tej sprawie. Natomiast Komisja Europejska została poinformowana przez Norwegię w tzw. systemie wczesnego ostrzegania o tym, że w mięsie z Polski wykryto salmonellę.
Jażdżewski podkreślił we wtorek w rozmowie z PAP, że zastanawiające i dziwne są wypowiedzi w mediach. Kategoryczne twierdzenie, że jest brak zaufania do polskich służb weterynaryjnych w zakresie kontroli żywności, podczas gdy Polska wysyła kilkaset tysięcy produktów rocznie do różnych krajów świata, a zakwestionowany został ułamek procenta, wydaje mi się być nadużyciem, które również będzie musiało być wyjaśnione - powiedział.
Szef weterynarii zauważył, że dziwna jest sytuacja, gdy wyniki badań przekazywane są 2 listopada br. podczas, gdy mięso zostało wysłane w czerwcu i wtedy przechodziło szczegółową kontrolę, która nie wykryła salmonelli.
Jażdżewski poinformował, że we wtorek zostało wysłane do służb weterynaryjnych Norwegii pismo z prośbą o wyjaśnienie wątpliwości i wyrażające zdziwienie, że sprawa rozgrywa się w mediach zamiast między odpowiednimi służbami.