Resort rolnictwa grozi, że opóźni wejście w życie obowiązkowych ubezpieczeń upraw rolnych. To kolejny etap walki między rządem, a zakładami ubezpieczeniowymi o sposób finansowania rolniczych polis.
Gra idzie o duże pieniądze. Szacuje się, że rynek jest wart 1,5 miliarda złotych rocznie. Pani Zofia Prałat z Nowej Wsi jest jednym z 25 tysięcy rolników, którzy w zeszłym roku ubezpieczyli swoje uprawy od klęsk żywiołowych. Przy kupnie polisy skorzystali z pomocy państwa.
Zofia Prałat – rolnik - Nowa Wieś: w tej chwili płacimy połowę składki ubezpieczenia a drugą połowę do firmy ubezpieczeniowej dopłaca państwo.
Plany rządu były takie, aby już w lipcu każdy rolnik musiał ubezpieczyć połowę swoich upraw. Ale jak razie od obowiązkowych ubezpieczeń jesteśmy dalej niż bliżej.
Marek Sawicki – minister rolnictwa: nie mogę wprowadzić obowiązku wtedy, kiedy wiem, że w chwili obecnej ubezpieczający się rolnicy nie będą partnerami, nie będą traktowani w mojej ocenie w sposób należyty.
Lista żądań ubezpieczycieli jest długa i sprowadza się do tego, że ich zdaniem obecny system jest dla firm nie atrakcyjny. Zakłady żądają większego zaangażowania finansowego państwa. A jeżeli rząd nie uwzględni ich postulatów to wtedy nikt nie będzie chciał sprzedawać rolnikom polis.
Konrad Rojewski – Polska Izba Ubezpieczeń: zakłady ubezpieczeń ponoszą odpowiedzialność, ponoszą cale ryzyko. Uważam, że my powinniśmy mieć prawo dopasowania składki taryfowej do ryzyka. Podobnie jak to się dzieje w innych ubezpieczeniach.
Z kolei rząd twardo stawia sprawę i twierdzi, że jeżeli płaci to wymaga. Kryzys trwa w najlepsze, a obie strony nie zamierzają ustąpić. Tymczasem rynek ubezpieczeń rolniczych jest coraz większy.
Szacuje się, że w 2007 roku polisy z dopłatą wykupiło ponad dwadzieścia tysięcy rolników. To dwa razy więcej niż rok wcześniej. Problem w tym, że ubezpieczyciele na tym nic nie zarobili. Wypłaty odszkodowań były dwukrotnie większe niż dochód ze sprzedaży polis.
5729601
1