Tylko około 4% rolników ubezpiecza w Polsce swoje uprawy przed gradobiciem, wymarznięciem, czy też podtopieniem. W krajach Unii, choćby w Grecji, swoje plony ubezpiecza większość gospodarzy, w Szwecji i na Czechach połowa, w Austrii co czwarty. Nikt jednak nie ubezpiecza się od suszy, bo tego po prostu zrobić się nie da.
Dyskusja w Sejmie dotycząca konieczności ubezpieczeń rolnych przed katastrofą
suszy przeszła już do historii. Była bardzo gorąca, ale z niej nic nie
wyniknęło. Dlaczego? Otóż przed suszą nie da się ubezpieczyć. Chyba, że składka
na ubezpieczenie będzie ogromna i obowiązująca
wszystkich.
Wiele państw bogatszych od nas tworzy fundusze
katastroficzne, które działają podobnie jak nasz Polski Fundusz Ochrony
Środowiska. U nas nikt o takim funduszu nie mówi, bo dziura budżetowa na to nie
pozwala.
Reasekurowanie oznacza, że firma ubezpieczająca
rolników sama musi ubezpieczyć się w kolejnej instytucji finansowej. Wartość
plonów w Polsce wynosi około 30 mld zł. Jeśli wszyscy nasi rolnicy mieliby
ponieść koszt ubezpieczenia w wysokości jednego procenta czyli w sumie 300 mln
zł, to i tak nie wystarczyłoby na wypłatę odszkodowań. Tylko w czterech
województwach, gdzie oszacowano już straty: zachodniopomorskim, wielkopolskim,
warmińsko-mazurskim i lubuskim wyniosły one w tym roku prawie 1,5 mld
zł.