- Zachowuję spokój, jeśli chodzi o zmienność kursu ale nie ukrywam, że ta granica 5 złotych która gdzieś się pojawiła w niedalekiej perspektywie to jest chyba ten moment, w którym podejmiemy decyzji o rozpoczęciu procesu sprzedaży euro o którym mówiłem kilka dni temu. Uznajemy, że prawdopodobnie, i to jest kluczowa rzecz, złotówka zbliżyła się do szczytu swoich możliwości jeśli chodzi o deprecjację. I dlatego chcielibyśmy wykorzystać ten moment, jeśli chodzi o sprzedaż euro tych które są przewidziane jako pomoc europejską - powiedział na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu premier Donald Tusk. Prezydent Lech Kaczyński popiera deklarację rządu, ekonomiści są jednak wysoce sceptyczni.
Deklaracja premiera – oceniana przez wielu ekonomistów jako wielce niefortunna, gdyż określa spekulantom pułap i prowokuje do ataku – nastąpiła w momencie, gdy euro kosztowało 17 lutego 4 zł 91 gr, dolar – 3 zł 89 gr, funt brytyjski – 5 zł 54 gr i frank szwajcarski – 3 zł 31 gr.
- Złotówka zbliżyła się do szczytu swoich możliwości, jeśli chodzi o osłabianie się. W jakiejś perspektywie należy spodziewać się umacniania się złotego. I chcielibyśmy wykorzystać ten moment na sprzedaż euro - powiedział Donald Tusk. Pieniądze, o których mówił premier, to zaliczka z Unii Europejskiej w wysokości 7 mld euro na realizację projektów, które spoczywają na kontach Narodowego Banku Polskiego. - Zakładaliśmy, że prawdopodobnie część euro poprzez rynek trafi do beneficjentów. Jest wielce prawdopodobnie, że ten proces rozpoczniemy już teraz - uzasadniał premier. A chodzi o to, by euro, przeznaczone przez unię na fundusze strukturalne „rzucać” na rynek w dużych transzach. Ale dopiero, gdy złoty spadnie do poziomu 5 zł za euro.
Zdaniem ekonomistów także Narodowy Bank Polski powinien się zastanowić nad tego typu interwencja jaka zamierza rząd. A co do wypowiedzi premiera o zamierzonej interwencji – to tez jest interwencja, tyle, że słowa, która ma podziałać na spekulantów jak zimny prysznic. Tego typu opinię podziela poseł Eugeniusz Kłopotek, który oświadczył, że swego czasu, gdy cena benzyny sięgała 5 zł za litr zapowiedział interwencję rządu – i to – jego zdaniem – wystarczyło, by cena benzyny na stacjach zatrzymała się a potem spadła.
Jak będzie dzisiaj na rynku walutowym – może być różnie bo nawet nie chodzi o rządy psychologii ale psychozy tłumu. Mamy poza tym do czynienia z gwałtownymi atakami spekulacyjnymi na rynkach walutowych. Nasza sytuacja wydaje się być dobra w porównaniu np. z Węgrami, gdzie następuję załamanie systemu finansowego (banki wypłacają depozyty raz w tygodniu) a na Ukrainie dochód narodowy (PKB) spadł już o 20%.
Zdaniem zachodnich agencji ratingowych Polska, wraz z innymi krajami środkowej Europy ma być najbardziej dotknięta kryzysem. Wydaje się jednak, że akurat nasz kraj i Czechy będą najmniej poszkodowane w przeciwieństwie np. do krajów nadbałtyckich mających największe deficyty na rachunkach bieżących i bez finansowego wsparcia np. Międzynarodowego Funduszu Walutowego krajom tym będzie bardzo trudno refinansować swoje długi. A co Polska mogłaby zrobić, żeby złoty był mocniejszy? Najlepiej byłoby pokazać zagranicznym inwestorom, że Polska jest w stanie sfinansować swój dług zagraniczny, zarówno ten publiczny jak i ten prywatny. A to może zrobić rząd wespół z NBP przez zwiększenie dostępnych dla Polski linii kredytowych w Europejskim Banku Centralnym, żeby wszyscy inwestorzy zagraniczni zobaczyli, że nasz kraj może się bez przeszkód zadłużyć w EBC i być wypłacalnym.
8228671
1