Rynek Wschodni wciąż sprawia polskim eksporterom wieprzowiny spore kłopoty. Mimo braku formalnych barier nawiązanie nowych kontaktów handlowych graniczy niemal z cudem. Ci, którzy je mają – za wszelką cenę starają się utrzymać dotychczasową sprzedaż.
Pan Henryk Amanowicz jest właścicielem zakładów mięsnych w okolicach Puław na Lubelszczyźnie. Rodzinna firma powstała niemal 20 lat temu. Dziś całkiem nieźle prosperuje. Posiada uprawnienia do eksportu na rynki Unijne, a także Wschodnie. Dzięki kontraktom handlowym sprzedaje mięso do Rosji oraz na Białoruś i Ukrainę. Tygodniowo do Kijowa wyjeżdża od 5 do 10 transportów.
Henryk Amanowicz, zakłady mięsne Dobrosławów: Ukraina i Białoruś to są te same rynki. Z Rosją większe wymagania, wyższe standardy, tam słonina musi być w kosteczkę ułożona, sprasowania – to wymaga pracy, ale to ma też i swoją cenę.
Niestety takich zakładów jak ten jest w Polsce niewiele. Efekt? Sprzedaż mięsa na Wschód z kilkunastu zakładów z pozwoleniami stanowi niewiele ponad 3% całości polskiego eksportu. A na zwiększenie wysyłki w tym kierunku na razie się nie zanosi.
Tylko w przypadku Rosji ubiegły rok zamknął się spadkiem wielkości eksportu o ponad połowę w porównaniu do 2008, kiedy to wywoziliśmy ponad 7,5 miliona kilogramów wieprzowiny.
Jan Krzysztof Ardanowski, doradca Prezydenta RP: polskie rolnictwo, to rolnictwo nadwyżkowe. W tej chwili na rynku jest mówiąc wprost za dużo produktów spożywczych nie jesteśmy w stanie ich zjeść jako społeczeństwo, tym bardziej, że mamy rynek otwarty w ramach UE.
Rząd zapewnia jednak, że robi co może żeby otwierać nowe rynki zbytu.
Artur Ławniczak, wiceminister rolnictwa: liczymy, że powołane fundusze promocji w sposób ekspansywny, skuteczny będą realizowały promocję polskiej żywności bo to są nasze krajowe środki, na które składają się rolnicy.
Obecnie na kontach 9 funduszy zebrano już ponad 23 miliony złotych.
8191000
1