Sześcioletni chłopiec bawił się na pozostawionej na podwórzu ładowarce do obornika "Troll”, gdy jego 10-letni brat włączył silnik, ruszył ciągnikiem i zaczął manewrować ładowarką. Maszyna zmiażdżyła pierś 6-latka. Oboje rodzice byli w tym czasie obecni na terenie posesji. Ojciec prawdopodobnie był pijany.
Tragedia rozegrała się w poniedziałek wieczorem na posesji jednego z rolników
we wsi Chojane Pawłowięta w gminie Kulesze Kościelne. Wczoraj 6-latek w stanie
ciężkim przebywał w białostockim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym. Oprócz
połamanych żeber lekarze stwierdzili też szereg ciężkich obrażeń
wewnętrznych.
- Co za nieszczęście, słów mi brakuje! - płacze
76-letnia babcia Marcina, która wczoraj opiekowała się czwórką wnuków; rodzice
przebywali w szpitalu w Białymstoku. - Wychowałam wszystkich od pieluch i
upilnowałam, a teraz upilnować ich nie można na podwórku!
Mł. insp. Stanisław Leszczyński, z-ca komendanta powiatowego policji w
Wysokiem Mazowieckiem:
- Na polecenie prokuratury policja wszczęła
dochodzenie w sprawie wypadku w Chojanych Pawłowiętach. Prowadzone jest ono w
kierunku art. 160 Kodeksu karnego: kto naraża człowieka na bezpośrednie
niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężki uszczerbek na zdrowiu, podlega karze
pozbawienia wolności do lat 3; jeśli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad
osobą, narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3
miesięcy do 5 lat.
Pomocnik ojca
W
poniedziałek ojciec Marcina i czworga innych dzieci w wieku od 3 do 10 lat
pracował "Trollem” u jednego z rolników w sąsiedniej wsi. Po pracy ciągnik
odprowadził do domu jego 10-letni syn Rafał. Mężczyzna polecił synowi zatrzymać
ciągnik z podłączoną do niego ładowarką tuż obok domu i wszedł do mieszkania. Po
pewnym czasie zmienił zdanie i kazał Rafałowi wjechać ciągnikiem w głąb posesji.
Chłopiec wskoczył do kabiny, włączył silnik i podjechał pod oborę. Tam chciał
skręcić nieco w lewo. Aby wykonać ten manewr, musiał zmienić pozycję "Trolla” -
podnieść ładowarkę nieco wyżej. W tym momencie usłyszał krzyk swoich kolegów,
którzy stali na wiejskiej drodze. Obejrzał się i zobaczył, że podniesiona wyżej
tarcza ładowarki, znajdująca się przy pulpicie sterowniczym, przycisnęła jego
młodszego brata Marcina. Starszy chłopiec nie wiedział, że brat bawi się na
ładowarce. Dziecko musiało tam wejść w momencie, gdy ciągnik stał pod
domem.
Ojca nie zastali
Zaalarmowana krzykiem
matka chłopców, która w tym czasie doiła krowy w oborze, wyciągnęła dziecko z
pułapki. Aby to było możliwe, starszy chłopiec musiał ponownie wsiąść na ciągnik
i onbiżyć "łyżkę” ładowarki. Przerażony Rafał uciekł następnie z posesji.
Marcina zabrało pogotowie. Gdy powiadomiona przez pogotowie ratunkowe policja z
Wysokiego Mazowieckiego zjawiła się w Chojanych Pawłowiętach, gospodarz był
nieobecny. Zdaniem policjantów, było to oddalenie się z miejsca wypadku.
Funkcjonariusze ustalili wstępnie, że mężczyzna wcześniej spożywał alkohol w
sklepie w sąsiedniej wsi.
Dzieci jak
dorośli
Rafał potrafi prowadzić ciągnik od szóstego roku życia.
Nauczył się tego od ojca. Podobnie postępuje wobec swoich dzieci bardzo wielu
rolników. Od małego są to niezastąpieni pomocnicy dorosłych w obsługiwaniu
maszyn rolniczych. Kilkuletni chłopcy jeżdżą ciągnikami po drogach publicznych,
podczas gdy ich pijani ojcowie siedzą obok w kabinie. Wykonują też prace w
obejściu i w polu: ładują obornik na przyczepy "Trollem” lub "Cyklopem”, orzą,
sieją, koszą trawę. Wyobraźnia dorosłych na co dzień zawodzi, jeśli chodzi o
skutki takiego postępowania. Trzeba dopiero tragedii, by otworzyły się im
oczy.