Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

To już ostatnie strzyżenie owiec?

23 sierpnia 2007
Kto ma owce, ten ma co chce - to już nieaktualne przysłowie, bo hodowla stała się nieopłacalna. W Wielkopolsce owcze gospodarstwa masowo upadają. Kto wie, czy wczorajsze strzyżenie owiec pod Jarocinem nie było jednym z ostatnich w naszym regionie.

Któż dziś pamięta, że jeszcze w latach 80. Wielkopolska była prawdziwym owczym zagłębiem? W samym Poznaniu nad Wartą wypasało się 15 tys. sztuk. - Takich merynosów jak w Wielkopolsce nie było nigdzie na świecie. To była wełna na najdelikatniejsze ubrania - wspomina Jerzy Wachowiak, prezes Przedsiębiorstwa Rolnego "Rusko" z maleńkiej Ciświcy pod Jarocinem. W przyszłym roku jego hodowla przestanie istnieć, podobnie jak trzy inne w powiecie. - Kupię krowy. Przynajmniej zysk z mleka jest przyzwoity. Ale żeby nie było, że nie lubię owiec, kilka sobie zostawię i urządzę w pobliskim Siedleminie gospodarstwo edukacyjne - zapowiada Wachowiak. Będą tam przyjeżdżały dzieci z miasta, żeby zobaczyć, jak wyglądają zwierzęta i jak pracuje się na wsi.

W całym regionie, głównie w jego południowej części, pozostanie więc zaledwie kilka z kilku tysięcy sztuk owiec. Dlaczego? Unia Europejska daje tylko 35 złotych na owcę, ale już nie dotuje produkcji owczych skór i wełny. Natomiast ceny za wełnę i mięso są śmiesznie małe - od 3 do 9 zł za kilogram, podczas gdy na londyńskiej giełdzie australijska wełna schodzi za 7 dolarów. Kiedyś popyt na wełnę był olbrzymi, bo szła na mundury nie tylko Ludowego Wojska Polskiego, ale także czteromilionowej Armii Czerwonej. Dziś na mundury wełny prawie się nie używa, więc i utrzymywanie stad się nie opłaca.

W Ciświcy odbyło się wczoraj ostatnie strzyżenie owiec. - Merynosy to najcięższe owce do strzyżenia, bo mają pofałdowaną skórę i gęstą wełnę, więc wolno idzie - opowiada Mariusz Dankiewicz, jeden z pięciu pozostałych w Polsce postrzygaczy, który kilka dni temu strzygł owce w Hiszpanii. To dla niego hobby, a nie praca, bo na co dzień piastuje kierownicze stanowisko w firmie zajmującej się produkcją liczydeł i mierników do urządzeń rolniczych. - W całej Europie nie ma komu robić, choć płacą trzy dolary od sztuki - dziwi się. W latach 80. na strzyżeniu owiec można było w dwa dni zarobić tyle, co robotnik na budowie w miesiąc.

Dziś nie wiąże się już owiec do strzyżenia. Robi się to w wolnym stylu australijskim, trzymając owcę w pozycji zbliżonej do siedzącej: najpierw brzuch, potem jedną nogę, grzbiet i drugą nogę, tak aby utrzymać ciągłość wełny. Jeden wielkopolski merynos strzyżony 2-4 minuty może dać nawet 4 kilogramy wełny. W Australii idzie to szybciej, bo tam nie strzyże się brzuchów. Mimo tego australijska wełna jest najpopularniejsza na świecie. Jest tam 260 mln owiec, więc strzyżenie trwa cały rok. - Naszej wełny nikt nie kupuje. Nawet polskie garnitury robione są z australijskiej - mówi drugi z postrzygaczy, Ireneusz Otwiaska.

Ale polskie maszynki do strzyżenia owiec do dziś uważane są za najlepsze na świecie. Tyle tylko, że za kilka lat w Wielkopolsce nie będzie do czego ich użyć.

POWIĄZANE

Główny Inspektorat Sanitarny wydaje coraz więcej ostrzeżeń publicznych dotyczący...

Uprawa soi przy wsparciu technologii – ciekawy kierunek dla polskich rolników Ar...

Najnowsze dane GUS pokazały zaskakująco wręcz dobre dane na temat aktywności dew...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę