Niedrożne rowy melioracyjne – zachwaszczone, a nawet zarośnięte drzewami, zapchane studzienki i dreny. To obraz większości systemów melioracyjnych w kraju. Ten rok pokazał, jakie mogą być skutki tej sytuacji. Podtopione pola i łąki i ogromne straty w uprawach nawet tam, gdzie nie wylały rzeki. Z drugiej strony – ogromne połacie rolnej ziemi w ogóle nie są objęte melioracją. I jeszcze przez wiele lat nie będą. W budżecie na 2012 rok na nowe melioracje zapisano 100 mln zł. plus 100 mln w rezerwie. Ale pieniądze przeznaczane na ten cel od dawna nie są wykorzystywane. Nie odtwarzamy nawet tego, co ulega degradacji.
A skoro nie wydajemy tych środków być może lepiej byłoby przeznaczyć je na dofinansowanie spółek wodnych, które zajmują się konserwacją urządzeń.
Spółkom brakuje funduszy na podstawową pracę. Zarządy zbierają składki i zamawiają usługi, najczęściej w powiatowych związkach spółek wodnych, które mają swoje brygady do napraw i konserwacji urządzeń melioracyjnych. Zasada jest taka, że im wyższe składki od rolników tym wyższe dotacje budżetowe. Ale budżetowych pieniędzy na dopłaty jest coraz mniej. W 2007 roku było 20 mln zł, na 2011 zaplanowano jedynie 3 mln.
Większe wsparcie z budżetu, czy z kas samorządowych zachęciłoby rolników do organizowania się w spółki i płacenia składek. Dziś w kraju działa tylko 2400 spółek wodnych, które otrzymują po około 1500zł budżetowych dotacji rocznie. Taka suma wystarcza na zakup kilku szpadli. Tymczasem do czyszczenia rowów i różnych napraw potrzebne są pogłębiarki, ciągniki, piły, itp. Trzeba tez zapłacić ludziom za wykonaną pracę.
Więc nawet tam, gdzie rolnicy opłacają wysokie składki funduszy jest za mało. A jeśli rolnicy nie płacą – nie ma możliwości ściągnięcia pieniędzy. Z tego powodu co roku rozwiązuje się wiele spółek. W części gmin już ich w ogóle nie ma. A jeśli nie ma spółki wówczas prawo nakazuje, by rolnicy sami dbali o rowy i inne urządzenia melioracyjne, gdyż wszystkie rowy do szerokości 2 m są ich własnością.
Niestety to też jest trudne do wyegzekwowania. Ten rok pokazał jakie mogą być skutki zaniedbań – z wielu hektarów łąk w ogóle nie zebrano siana, w wielu miejscach zboże do dziś gnije na polu.
----------------------------
Zbiory gruszek i jabłek dobiegają końca. Czyli nadszedł czas w którym można rozpocząć podsumowanie tegorocznego sezonu na plantacjach owoców i w sadach. W studiu postaramy się odpowiedzieć jaki był ten rok i co z niego wynika na przyszłość.
Patrząc na ceny jabłek, bo tym żyją teraz sadownicy, można powiedzieć, że to rok historyczny. Tak dobrze nie było już dawno. Z tego samego powodu nie mogli narzekać właściciele sadów wiśniowych, czereśniowych, czy plantatorzy owoców miękkich.
Ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach, a jeden z tych szczegółów to właśnie ceny za kilogram. W tym elemencie zgadzają się wszyscy była i jest wysoka. Ale dalej już nie jest tak różowo. Najwyższe ceny są jedynie za owoce najwyższej jakości, a tych jest bardzo mało. Stało się tak za sprawa bardzo złej pogody.
Najpierw wiele szkód spowodowała sroga zima. Później wiosenne przymrozki i nadmiar wilgoci - praktycznie do początków lipca – przyczyniły się do tego, że z wielu plantacji czy sadów nie zebrano praktycznie nic. Przy czym nic nie oznacza, że rolnicy nie ponieśli kosztów. Chcąc ratować to co pozostawało po kolejnych klęskach, najczęściej ze słabymi efektami, walczyli ze szkodnikami i chorobami grzybowymi.
Owoce, które udało się uratować, w większości miały bardzo niską jakość. A za nie ceny nie były – i nie są - już tak oszałamiające. Kolejny problem to przechowanie owoców przeznaczonych do konsumpcji. Jego koszty są wysokie, a jaki będzie końcowy efekt okaże się dopiero za kilka miesięcy. Fachowcy uważają, że jakość bardzo wielu owoców jest tak słaba, że nie dotrwają nawet do wczesnej wiosny! Tyle złych wiadomości z produkcji, a co w przetwórstwie? Praktycznie są to naczynia połączone. Kupowanie kiepskiego produktu za wcale nie niską cenę oznacza sprzedawanie go po jeszcze wyższej. Kto poniesie najwyższe koszty w łańcuchu „od sadu do stołu”? Odpowiedź jest prosta, ci którzy przy stole zasiądą.
Ale by podsumowanie było pełne odpowiemy również na pytanie: Jakie skutki dla przyszłości sadowników i przetwórców będzie miał sezon, który właśnie się kończy.
Zapraszamy już w najbliższą niedzielę 7 listopada 2010 r. o godz. 8.00 w Pr.1 TVP S.A.
9554426
1