Za kilogram jabłek sadownik dostanie w skupie 2,58 zł. Hurtownik na giełdzie sprzeda już za 4 zł, a warzywniak dorzuci swoje i my kupimy już po 4,90 zł. Rolnicy i klienci płaczą, pośrednicy zarabiają krocie, a minister rolnictwa zamiast interweniować, przebiera się na Węgrzech w barana. Jedyne, co Marek Sawicki ma do powiedzenia o tych spekulacyjnych marżach, to, że mamy wolny rynek.
Za kilogram cebuli rolnik dostawał w majowym skupie średnio 1,44 zł. Potem, ze spółdzielni ogrodniczych, warzywo wędrowało na rynek hurtowy. Tam cena rosła – na podwarszawskiej giełdzie rolnej w Broniszach kilogram kosztował już 1,85 zł. Cebulę w hurcie kupują sklepy i warzywniaki, w których za kilogram warzywa zapłacimy już nawet 2,99 zł. Czyli dwa razy drożej, bo po drodze hurtownik i handlarz zdążyli narzucić wysokie marże.
– Każdy chce zarobić. A poza realną ceną płacimy też za koszt wynajmu powierzchni sklepu, podatek – tłumaczy prof. Jadwiga Seremak-Bulge z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa. Ale specjaliści nie mają wątpliwości – w Polsce marże narzucane przez pośredników są wyjątkowo wysokie. Doszło już do tego, że nasz rynek zalewają zagraniczne warzywa i owoce, bo choć sprowadzane często z innych kontynentów, są tańsze. Co na to nasz minister rolnictwa? – Nikt nikomu nie narzuca kagańca cenowego, mamy wolny rynek – rzuca Faktowi Marek Sawicki (53 l.), zajęty paradowaniem w skórze barana podczas swojej wizyty na Węgrzech.
- Pośrednikom często się zdarza narzucać marże dużo wyższe i to im zawdzięczamy po części wysokie ceny - powiedział prof. Jadwiga Seremak-Bulge, Instytut Ekonomiki Rolnictw.