Bezczelność niektórych naszych rolników przerosła już wszystko. W grę wchodzą duże pieniądze.Uprawiają pola, które do nich nie należą, a potem chcą za to unijnych dopłat. W grę wchodzą duże pieniądze.– Na naszym terenie mieliśmy i mamy do czynienia z 52 przypadkami, jak to niektórzy określają, swoistego piractwa – mówi Zdzisław Szymocha, rzecznik prasowy oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych w Olsztynie.
Oddział obejmuje dwa województwa: podlaskie oraz warmińsko-mazurskie.
Dopłaty za 2750 hektarów
Agencja Nieruchomości Rolnych wciąż dysponuje sporym areałem, który oprócz państwowego nie ma żadnego gospodarza. W większości ziemia leży więc odłogiem. – A co się ma marnować? – mówi rolnik z Mazur, który zastrzega sobie nazwisko do wiadomości redakcji. – Ziemię trzeba uprawiać. A że przy okazji ktoś na tym parę złotych zarobi, to co w tym złego?
Nasz rozmówca, podobnie jak wielu rolników w całej Polsce, a szczególnie na Pomorzu, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. "Po piracku” zasiał nie należące do niego pole, zebrał plony. W dodatku otrzymał za to unijne dopłaty – niemal 1000 zł za jeden hektar. Pieniądze otrzymują bowiem nie tylko właściciele czy dzierżawcy poszczególnych nieruchomości, ale też ci, którzy je faktycznie użytkują.
Na obszarze dwóch naszych województw podobnych przypadków było znacznie więcej. Rolnicy "zagospodarowali” w ten sposób 2750 hektarów.
– Dotyczy to niemal całego naszego terenu i gruntów o różnym areale – mówi Z. Szymocha. – Najwięcej tego typu przypadków odnotowujemy na ziemiach popegeerowskich. Nie swój grunt w naszym regionie obrabiają stosunkowo często ci, którzy wcześniej go dzierżawili, ale umowa wygasła. Czynszu więc już nie płacą, a dopłaty wciąż biorą.
Jest też spora grupa, która gospodaruje na ziemiach przez agencję "zapomnianych”, czyli znajdujących się na jakichś peryferyjnych obszarach, gdzie trudno dotrzeć. To zwykle nie są duże powierzchnie – dwa-trzy hektary. Podobne przypadki inspektorzy z ANR ujawniają zwykle albo wskutek własnych kontroli w terenie, albo – po doniesieniach sąsiadów.
Nie mieli dostępu
Prawdziwy problem polega jednak na tym, że niewiele wówczas można zrobić. Przedstawicielstwa agencji już wielokrotnie występowały w tej sprawie do prokuratury. Ta jednak nie znajdowała odpowiednich paragrafów i sprawy umarzała. Powód? O wtargnięciu na dany teren można mówić jedynie wówczas, gdy jest on ogrodzony.
Tylko, kto w Polsce, albo gdziekolwiek na świecie grodzi pola? Zdaniem Z. Szymochy, to się jednak zmieni. Do tej pory agencja od nieruchomości nie miała bowiem dostępu do danych dotyczących tego, kto i za co pobiera unijne dopłaty. Ten drugi rejestr prowadzi także państwowa instytucja – Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Terenowe oddziały obu firm mieszczą się często w tych samych budynkach.
– Teraz już nie będzie żadnego problemu z dostępem do tych danych – mówi Z. Szymocha. – Nasi inspektorzy ruszą więc w teren. Na mocy przepisów, które weszły w życie w końcu ubiegłego roku, każdy rolnik – pirat będzie bardzo dużo ryzykował. Bo zapłaci karę równą kilkukrotnemu czynszowi dzierżawnemu. Nawet więc, jeśli za dany grunt otrzyma unijną dopłatę, interes nie będzie mu się opłacał.
8956619
1