Kiepskiej jakości, „chrzczona" benzyna, stare parówki, kanapki leżące tygodniami na półkach oraz rozwodniony płyn do spryskiwaczy! Do tego oszustwa na kasie, dopisywanie do rachunku i inne kanty... Porażające szczegóły tego, jak oszukuje się klientów na stacjach benzynowych, ujawnia "Faktowi" anonimowo pracownik jednego z większych koncernów paliwowych działających w Polsce.
- Pracownicy stacji paliw, tych koncernowych i małych prywatnych, pracują za najniższe wynagrodzenie i dlatego kombinują, dorabiając na klientach - mówi wprost pracownik koncernu. - Rozwadnia się płyn do spryskiwaczy, sprzedaje stare parówki, czterodniowe kanapki, dopisuje do rachunku podchmielonym klientom, oszukuje na wydawaniu reszty i handluje flotowym paliwem - zaczyna wyliczać pracownik.
Lista kantów i sztuczek, które przedstawia, wydaje się nie mieć końca. Choćby płyn do spryskiwaczy, którego zimą kierowcy zużywają prawdziwe hektolitry... - Wybiera się ze śmietników puste opakowania po płynie, potem z półki bierze się całą bańkę i rozcieńcza go praktycznie pół na pół z wodą. Nie dziwne, że taki płyn po tym zamarza na szybie... A żeby nie było wpadki, korek zakleja się superglu i po sprawie! – ujawnia nasz rozmówca.
I dodaje: - Flotowe paliwo tankuje się do kanistrów albo dzwoni po kolegę, co na busie ma beczki. Tirowiec sprzedaje takie paliwo za pół ceny. Czasem na jeden raz zrzuca 100-200 litrów - kontynuuje mężczyzna.
To nie jedyne szwindle, jakich dopuszczają się niektórzy pracownicy stacji paliw w Polsce. Sprzedawane są parówki do hot dogów, które kręcą się na grillu czasem wiele godzin, a jak klient jest podpity, to dopisywane ma do rachunku rożne drobne rzeczy. - I tak nie zauważy, a jak coś, to mówimy ze pomyłka. Grosz do grosza i sumka na koniec zmiany się uzbiera - wyznaje nasz informator.