W przemyśle spożywczym wciąż trwa walka o klienta i wyścig o zyski. Dlatego producenci prześcigają się w poprawianiu urody tego, co trafia na nasz stół.
Konserwanty, sztuczne barwniki, emulgatory, polepszacze, wzmacniacze smaku i zapachu. To nie koniec długiej liczby - chemicznie wytworzonych - dodatków do żywności. Żywieniowcy oceniają, że rocznie zjadamy nawet półtora kilogram tego typu substancji.
"Polepszacze" w żywności tak naprawdę są potrzebne producentom, żeby mogli wytwarzać tzw. "nową żywność", która wcale nie jest potrzebna ludziom i wcale nie jest pewne, że jest ona zdrowa. W obecnej chwili nie można określić wpływu i działania dodatków do żywności na ludzkie zdrowie, bo jest to działanie długofalowe i dopiero za jakieś dziesięć lat będzie wiadomo czy są one szkodliwe czy nie.
Przykładem może tu być pestycyd DDT, który po pozytywnych badaniach wszedł do użycia w 1945 roku, a dwadzieścia lat później został wycofany z użytku, bo okazało się, że ma szkodliwe działanie na zdrowie ludzi. Podobnie teraz problem z maczkami mięsno-kostnymi, które dodawane były do pasz od dwudziestu lat, a teraz okazało się, że są one główną przyczyną choroby szalonych krów. Tak więc nie wiadomo, jak rozwinie się sytuacja z dodatkami do żywności, tym bardziej, że polepszacze są dodawane od niedawna.
Dużym problemem jest teraz także żywność modyfikowana genetycznie. Jest ona dobra dla tych firm, które zainwestowały olbrzymie pieniądze w badania nad technologiami genetycznie modyfikującymi żywność, a nie koniecznie dla konsumentów, którzy do tej pory nie żywili się GMO i naturalnej żywności zupełnie im wystarczało, a też nie wiadomo, jaki wpływ ta żywność będzie miała na ludzkie zdrowie.