Firmy ubezpieczeniowe nie przestrzegają podpisanych z rządem umów. W efekcie poszkodowani przez klęski żywiołowe rolnicy na ocenę strat przez ubezpieczyciela czekają nawet miesiąc. Resort rolnictwa rozkłada ręce i przyznaje, że nie dopilnował, aby firmom groziły kary za takie działanie.
Chodzi o ubezpieczenia rolniczych upraw oraz zwierząt gospodarskich, do których rząd dopłaca 40% ceny polisy. Dzieje się tak na podstawie umowy pomiędzy ministrem rolnictwa, a czterema firmami ubezpieczeniowymi.
Zgodnie z nią rolnik po zgłoszeniu szkody powinien czekać na wizytę likwidatora nie dłużej niż 2 tygodnie. Po oszacowaniu strat odszkodowanie powinno zostać wypłacone także w ciąg 2 tygodniu. Tymczasem w niektórych regionach kraju poszkodowani przez grad czy przymrozki rolnicy czekają już nawet miesiąc na wizytę pracownika firmy ubezpieczeniowej. Mówi się także o tym, że odszkodowania będą wypłacane dopiero po żniwach.
Marek Sawicki, poseł PSL: – Budżet dałby radę. Minister finansów zgodnie z umowami podpisanymi źle przez ministra rolnictwa – te pieniądze przelewa, natomiast rolnicy niestety korzyści nie mają...
Resort rolnictwa, który wraz z firmami opracował ramowe zasady ubezpieczeń rolniczych może teraz rozłożyć ręce. Za nieprzestrzeganie terminów nie ma bowiem żadnych sankcji.
Henryk Kowalczyk – wiceminister rolnictwa: - Skoro nie ma przewidzianych sankcji, bardzo trudno będzie egzekwować ten przepis
Resort rolnictwa zapowiada, że będzie się domagał wyjaśnień ze strony firm ubezpieczeniowych, które nie przestrzegają wcześniej ustalonych reguł gry. Te tłumaczą się, że mają zbyt mało ludzi aby na czas na czas szacować straty u rolników.