Nowa Trybuna Opolska pisze, w Namysłowie mieszkańcy walczą o zamknięcie hodowli świń, która od pewnego czasu funkcjonuje tuż obok ich domu, w środku miasta.
Mieszkańcy ulicy Staromiejskiej 14 przeżywają horror, szczególnie w upalne dni: smród jest straszliwy. Skarżą się także na inne problemy. – „Wszędzie było pełno much. Dzieci nie mogły zjeść kromki chleba, bo do buzi wlatywały im owady” - opowiada Krystyna Jabłońska. Nie pomagają lepy ani preparaty owadobójcze.
Muchy zlatują się z pobliskiej hodowli świń, którą dzieli od domu... kilka metrów. Mieszkańcy domagają się jej zamknięcia i oskarżają właściciela, że nie przejmuje się ich uwagami o muchach i fetorze. Ryszard Wachnik, właściciel świń, zaprzecza. – „Moglibyśmy się dogadać, gdyby ci państwo nie byli tak napastliwi. Przecież ja prowadzę interes. Nie wezmę nagle świń pod pachę, kiedy spodziewają się młodych. Nie mam się gdzie wyprowadzić” – mówi.
Hodowla na Staromiejskiej, zlokalizowana na terenie należącym niegdyś do szkoły rolniczej, funkcjonuje od grudnia, kiedy Wachnik wydzierżawił teren od starostwa powiatowego. Twierdzi, że ma wszystkie potrzebne zezwolenia. – „Bzdura” - oburzają się mieszkańcy. – „Nigdy nie miał naszej zgody, bo się o taką nie zwracał”.
Niedawno hodowlę odwiedzili, drugi raz, urzędnicy sanepidu, weterynarii, policji oraz gminy; dali właścicielowi tydzień na poprawę warunków. – „Postaram się wybielić oborę i uszczelnić okna” - zapewniał Ryszard Wachnik. Pytani, skąd wzięła się hodowla w środku miasta, urzędnicy nie potrafili udzielić odpowiedzi. – „Trzeba pytać w weterynarii. My zajmujemy się muchami, które mogą mieć wpływ na ludzi. Ale z tego powodu nie zamkniemy hodowli” - tłumaczyła Urszula Madrak z sanepidu. Powiatowy lekarz weterynarii Jerzy Bek stwierdził, że jego służba zajmuje się warunkami, w jakich trzymane są zwierzęta - a do nich nie ma zastrzeżeń.