Od czasu, gdy bydło wyszło tej wiosny na pastwiska, w gminie Zbójna wilki zabiły już 12 jałówek, a kilkanaście dalszych poraniły. Drapieżniki atakują przeważnie młode sztuki, pozostawione na noc na pastwiskach, ale odnotowano też napady w biały dzień. Zdaniem specjalistów potrzebna jest akcja odstraszania wilków.
Społeczeństwo jest bardzo zaniepokojone. Ludzie obawiają się nie tylko strat w hodowli, ale także o bezpieczeństwo własne i dzieci – mówi wójt Zbójnej Zenon Białobrzeski.
W miniony piątek, w odpowiedzi na wniosek wójta o odstrzał wilków, zagrożenie zbadali wojewódzki konserwator przyrody Krzysztof Oniszczuk oraz specjalista od wilków z Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży doc dr. Włodzimierz Jędrzejewski. Według tego ostatniego na terenie gminy żyje wataha, złożona z czterech osobników.
Twierdzę tak na podstawie informacji, uzyskanych od mieszkańców – powiedział W. Jędrzejwski. Największa grupa, jaką widziano, liczyła cztery sztuki.
Wójt Białobrzeski nie zgadza się z tą opinią. Twierdzi, że wilków jest co najmniej kilkanaście. Podobnego zdania jest Jan Majchrzak, nadleśniczy Nadleśnictwa Nowogród. Pracownicy Nadleśnictwa sporządzili niedawno spis wilków "z natury” i doliczyli się 11 sztuk. Według nich za większą liczbą wilków przemawia też duży zakres wyrządzanych szkód.
Nie przekonało to naukowca. Jędrzejewski stwierdził, że od kilku lat
obserwuje trzy-cztery wilcze watahy, które osiedliły się na terenie całej
Kurpiowszczyzny. Być może, w jego przekonaniu, niektóre pojawiają się od czasu
do czasu na obrzeżach gminy Zbójna, ale na stałe przebywa tu tylko jedna grupa.
Dodał, że jest to zbyt mały teren, aby przebywało tu kilka watah.
Jednak
nasilenie szkód jest tu wyjątkowo duże, na pozostałym obszarze Kurpi napady na
bydło zdarzają się sporadycznie – przyznał specjalista.
Może to się wiązać z faktem, że grupa składa się z młodych osobników, które polują na łatwą zdobycz. A ponieważ zabite sztuki są zakopywane i wilki nie mogą najeść uplowaną zwierzyną, dochodzi do zabijania następnych. Według Jędrzejewskiego wilki z wiekiem "oduczają się” polowań na bydło.
Niezależnie od liczby wilków, sytuacja wymaga interwencji – uważa wojewódzki konserwator przyrody Krzysztof Oniszczuk. Nie tylko ze względu na szkody. Również dlatego, że zapanował duży niepokój, mieszkańcy czują się zagrożeni. Może dojść do zabijania wilków bez kontroli. Lepiej, żeby zajęli się tym fachowcy, czyli myśliwi.
Oniszczuk zapowiedział, że po uzupełnieniu dokumentacji (potrzebne będą jeszcze rozmowy z kilkoma rolnikami, którzy stracili bydło), wojewoda podlaski wystąpi z wnioskiem do ministra środowiska o odstrzał redukcyjny. Ile sztuk należy zabić? Decyzja jest trudna, zważywszy, że zwierząt jest niewiele. W przekonaniu konserwatora akcja nie powinna mieć na celu uśmiercania wilków, lecz raczej ich przepłoszenie. Strzały oddane do zwierząt, powinny skłonić je do trzymania się daleko od ludzkich siedzib.
Łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego z Łomży Jerzy Włostowski potwierdził, że przepłoszone strzałami wilki wyczuwają zagrożenie i wycofują się w głąb lasów. Stają się ostrożniejsze, stronią od siedzib ludzkich, a tym samym nie wyrządzają szkód. Według Włostowskiego ich głównym pożywieniem jest zwierzyna dzika, z zabijanego bydła niewiele korzystają.