W Kwiatonowicach i Smerekowcu nie ma już psów, wszystkie zostały zjedzone – mówi Kazimierz Żegleń, nadleśniczy z Łosia (powiat gorlicki). Od kilku tygodni w tych wsiach właściwie o niczym innym się nie mówi. Zamieszanie spowodowały wilki, które nocą zabijają, a następnie pożerają czworonogi uwiązane przy budach.
Ofiarą drapieżników padają te psy, które rolnicy pozostawiają na polach
oddalonych od ich gospodarstw nawet o kilka kilometrów. Pilnują tam zasiewów,
choćby oziminy, którą chętnie zjadają sarny i jelenie. Psy skutecznie je
odstraszają, jednak same padają ofiarą silniejszych od siebie
wilków.
Władysław Durek miał dużego psa, który pilnował jego pola.
Pewnego dnia, gdy szedł do zwierzaka z jedzeniem, nie zobaczył go przy
budzie.
Tylko łańcuch po nim został – opowiada Władysław Durek. –
Wilki pożarły go dosłownie w całości.
Podobny tragiczny koniec
spotkał psa rodziny Przetaczników z Kwiatonia. W tym przypadku scenariusz był
niemal identyczny. Poranna wyprawa w teren z garnkiem ciepłej strawy i widok
pustej budy.
Tata znalazł w lesie resztki kości po naszym psie –
opowiada Monika Przetacznik. – Kupiliśmy szczeniaka, którego właśnie
tresujemy. Boję się jednak, że kiedyś, gdy pies będzie zostawiany na polu do
pilnowania plonów, sytuacja się powtórzy.
Na pytanie o sposoby
zapobieżenia takim przypadkom w przyszłości, Kazimierz Żegleń wzrusza ramionami.
Najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby zabieranie psów do domu. Te pozostawione
na zewnątrz, zwłaszcza w otwartym terenie, praktycznie skazane są na pewną
śmierć.
Wilk jest zwierzęciem podlegającym ochronie gatunkowej –
tłumaczy Kazimierz Żegleń. – Dlatego nie możemy prowadzić odstrzału tych
drapieżników. W tej sytuacji nasze działania właściwie ograniczają się do
spisywania protokołów i przygotowywania wniosków o odszkodowanie. Wysyłamy je do
wojewody.
Szacowaniem strat zajmuje się specjalna komisja, której
trzon stanowią weterynarz oraz pracownik nadleśnictwa. W jej skład wchodzą też
sołtys i sam poszkodowany.
Poszkodowani mają szanse na
odszkodowanie – zapewnia Kazimierz Żegleń, który przypomina, że po przerwie
spowodowanej brakiem pieniędzy, wojewoda odblokował fundusz na pokrycie tego
typu kosztów.