Mówi się, że przysłowia są mądrością narodu. Ale czy tylko one? Czy tylko fachowe podręczniki, poradniki mają monopol na dobre rady? Otóż śmiem twierdzić, że nie. Moim zdaniem można je znaleźć również w dowcipach. One bowiem, może w sposób śmieszny, może troszeczkę przewrotny pokazują otaczającą nas rzeczywistość. No bo skąd się one biorą, jak nie z obserwacji sytuacji, zdarzeń czy zachowań.
Są ludzie, którzy lubią, umieją opowiadać dowcipy, są ludzie którzy tej sztuki nigdy nie posiedli. Ci, którym było dane posiąść umiejętność dobrego przekazywania żartów, humoru mają się z czego cieszyć. Jest to bowiem cecha bardzo pożyteczna, bardzo ceniona, sprawia bowiem, ze człowiek, na co dzień nie wyróżniający się w żaden sposób, jak ja to nazywam "biedny żuczek", nagle przemienia się w duszę towarzystwa, błyszczy w nim, niczym gwiazda na firmamencie. Opowiedzieć dobrze kawał to prawdziwa sztuka... To pokaz wyrafinowanej sztuki aktorskiej, gdzie zwracamy uwagę nie tylko na przekaz słowny, ale również na intonację, mimikę, gestykulację...
Istnieje jednak grono osób, które nie tylko nie potrafią opowiadać dowcipów, ale nawet nie lubią ich słuchać. Ci mają niezbędne kwalifikacje, aby zostać pracownikami zakładu pogrzebowego jako osoby tzw. pierwszego kontaktu podczas ostatniej posługi. Nie ma chyba bowiem nic gorszego od nich, bo nawet osoby notorycznie "palące" dowcipy potrafią wywołać uśmiech na twarzy innych, przez to że sami są śmieszni. Bawią bowiem choć może w inny sposób, niż zamierzali, ale bawią.
Przeczytałam kiedyś, że dobry dowcip rozchodzi się szybciej niż wieść o dymisji członków Rządu, pomimo że te ostatnie są rozpowszechniane przez prasę, radio, telewizję, internet. Przekazywany z ust do ust, ulega pewnym modyfikacją, zmienia się miejsce akcji, bohaterowie, ale sedno sprawy zawsze pozostaje takie same, niezmienione.
Dowcip jest dobry na wszystko... Służy nam do zabawy, do relaksu, do szybkiego odreagowania gromadzącej się porcji stresu. Wyzwala śmiech, a przecież, jak głosi stare porzekadło, śmiech to zdrowie. Jest też nie wyczerpanym źródłem dobrych rad, które znajdują praktyczne zastosowanie w codziennym życiu. Na przykład:
Rozmowa dwóch kolegów:
- Wiesz, chociaż zostawiam samochód daleko od domu, do mieszkania wchodzę w skarpetkach, niosąc buty w rękach, to żona i tak się budzi i robi mi piekielną awanturę, że wracam tak późno - skarży się jeden, wymawiając się z wyjścia na piwko.- To robi się inaczej, poucza drugi - Ja podjeżdżam z rykiem silnika pod dom, wchodzę z hukiem trzaskając drzwiami i krzyczę od progu: Jestem głodny. Wtedy ona udaje, że śpi.
Jaki morały wynikają z tego dowcipu? Otóż takie, że czasami odejście od rutyny, od stereotypowych zachowań, zastosowanie niekonwencjonalnych zachowań, jakże nie pasujących do nas, da oczekiwany rezultat. Nie namawiam tutaj wcale do późnych powrotów do domku, ale pragnę zasugerować, że radę tę można zastosować w wielu innych, ważnych sytuacjach. (Chociaż gdyby wrócił później do domu, to pewnie żona z radości, że nic mu się nie stało, odpuściłaby mu awanturę ).
Myślę, że słuchając dowcipów, kiedy już skończymy się śmiać, warto zastanowić się nad tym, co tak naprawdę było w nim ważne, jaki morał z niego wynika. Dzięki temu będziemy nie tylko pogodniejsi ale również mądrzejsi.