Część skażonej dioksynami wieprzowiny z 35 świń, oprawionych przez rzeźnię w niemieckim kraju związkowym Saksonia-Anhalt, sprzedano do Polski i Czech, ale nie jest jasne, czy mięso to trafiło do spożycia - poinformował w czwartek tamtejszy rząd krajowy.
W piątek po południu Główny Lekarz Weterynarii - Janusz Związek poinformowała, że zatrute mięso może być w Polsce.
- Supermarket na Śląsku na początku stycznia br. sprzedał około 1,5 tony wieprzowiny, która mogła być skażona dioksynami - powiedział Janusz Związek.
Związek wyjaśnił, że mięso to pochodziło z Niemiec z landów Dolna Saksonia, Hamburg, Nadrenia, Północna Westfalia oraz Saksonia-Anhalt.
Jak mówił szef weterynarii, Inspekcja Weterynaryjna po raz pierwszy została powiadomiona w tzw. systemie RASFF (system ostrzegania o możliwości pojawienie się skażonej żywności) o wyprodukowaniu w Niemczech pasz na bazie skażonego dioksynami tłuszczu.
Pasze te zostały sprzedane hodowcom trzody i drobiu. Trafiły one do prawie 400 niemieckich gospodarstw rolnych, ale także sprzedano je dwóm odbiorcom we Francji i Danii.
Związek zaznaczył, że do czwartku nie było żadnej informacji od strony niemieckiej (w systemie RASFF), że jakiekolwiek skażone produkty mogły trafić do Polski. Podkreślił, że jednak nadzór weterynaryjny został wzmożony i Inspekcja Weterynaryjna pobiera dodatkowe próbki do badań od mięsa sprowadzanego z Niemiec.
- Poprosiłem Inspekcję, by przejrzała dokumenty handlowe zakładów, nad którymi mamy nadzór. Wysłaliśmy ponadto zapytanie (...) czy do Polski dotarły świnie czy też mięso - powiedział Związek. Zaznaczył, że ze wstępnych informacji od strony niemieckiej wynikało, że było to mięso w ilości ok. 1,5 tony, które trafiło do jednego ze sklepów sieci handlowej.
Po tym sygnale została przeprowadzona kontrola w tym sklepie wielkopowierzchniowym. Stwierdzono, że mięso to zostało wprowadzone do handlu 3 stycznia, z datą ważności do 7 stycznia i zostało ono w całości do tego dnia rozprzedane. Jak potwierdził Związek, chodzi o supermarket na Śląsku, znajdujący się w powiecie tyskim.
Jak powiedział PAP Śląski Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny Grzegorz Hudzik, postępowanie wyjaśniające w tej sprawie prowadzi powiatowy inspektor sanitarny w Tychach. - Problemem będzie to, że ponieważ całe mięso poszło w obrót detaliczny, nie będziemy w stanie ustalić wielkości potencjalnego zarażenia - wskazał inspektor.
Hudzik potwierdził, że cała partia mięsa trafiła tylko do jednego punktu sprzedaży, a w magazynie supermarketu nie zostały żadne próbki, na podstawie których można by przeprowadzić badania. - Trudno spodziewać się, żeby jeszcze coś zostało, zapewne (mięso - PAP) podlegało już konsumpcji - zaznaczył. Dodał, że ewentualne efekty działań tyskiego sanepidu mogą być znane w przyszłym tygodniu.
Główny Lekarz Weterynarii wyjaśnił, że mięso, które mogło być skażone, pochodziło z gospodarstw, w których świnie karmione były skażonymi paszami. Według niemieckich badań, maksymalne skażenie mięsa z tych gospodarstw wynosiło 1,55 piktograma na 1 gram tłuszczu przy dopuszczalnej wielkości 1 pg/g, czyli przekroczenie to wynosi ok. 50 proc. Dodał, że w przypadku skażonej wieprzowiny z Irlandii (w 2008 r.) przekroczenia były 112-krotne.
Związek nie chciał odpowiedzieć, czy takie mięso jest szkodliwe dla zdrowia. Zaznaczył jednak, że "gdy mięso przypali się na grillu, ma więcej piktogramów dioksyn niż w tym mięsie, ale jest to wartość, której nie powinno być".
Główny Lekarz Weterynarii poinformował, że Inspekcja nadal kontroluje sprowadzane mięso, ale nie jest możliwe, by skontrolować wszystkie dostawy. Dodał, że Inspekcja ma dwa podejrzenia, ale jeszcze jest zbyt mało danych, by już o tym informować. Zapewnił, że jeżeli potwierdzi się przekroczenie norm, opinia publiczna zostanie o tym powiadomiona.
Krajowy konsultant w dziedzinie toksykologii Piotr Burda powiedział w rozmowie z PAP, że problemem może być tylko spożywanie skażonego mięsa przez długi czas, co sprawia, że dioksyny kumulując się w organizmie zwiększają ryzyko zachorowania na nowotwory i uszkadzają narządy człowieka. Natomiast - jego zdaniem - jeśli ktoś "zje kilka kotletów" ze skażonego mięsa, to nic mu się nie stanie. - Ludziom, którzy zjedzą nawet pięć takich kotletów, najprawdopodobniej nic się nie stanie. Oni musieliby jeść to mięso cały czas przez kilka miesięcy, żeby w ogóle to w jakiś sposób zadziałało - ocenił Burda.
- Oczywiście takie mięso nie powinno znaleźć się na rynku, skoro jest skażone dioksynami. Tak naprawdę tych dioksyn nie powinno być w mięsie - dodał.
Co wiedzieliśmy wcześniej:
Świnie pochodziły z gospodarstwa hodowlanego w Dolnej Saksonii. Jej rząd krajowy potwierdził w środę, że zwierzęta sprzedano, zanim gospodarstwo zostało obłożone blokadą zbytu w następstwie użycia w nim pasz zawierających dioksyny.
Główny Lekarz Weterynarii Janusz Związek powiedział w czwartek wieczorem PAP, że trudno mu komentować tę sprawę, ponieważ nie otrzymał na razie informacji o skażonym mięsie. Zapewnił za to, że zarządził dodatkowe badania całego mięsa, które trafia do Polski z tych części landów, co do których zachodzi podejrzenie, że mięso z nich pochodzące może być skażone.
Od czasu ujawnienia 3 stycznia skandalu ze skażoną paszą, którą dostarczano fermom drobiu i trzody chlewnej, w Niemczech wyraźnie spadł popyt na jaja, kurczęta i wieprzowinę. - Sprzedaż jaj zmniejszyła się o około 20 procent. Dla kurcząt jest to około 10 procent mniej i dla wieprzowiny około 10 procent mniej - oświadczył w czwartek przewodniczący Federalnego Związku Niemieckiego Przemysłu Spożywczego Juergen Abraham.
Jak zaznaczył, jest to porównanie wyników sprzedaży z dwóch pierwszych tygodni stycznia br. i z tego samego okresu roku ubiegłego.
W Niemczech 4700 farmom zakazano sprzedaży nabiału i mięsa. Zatrutą żywność wykryto w Holandii i Wielkiej Brytanii.
Dwa razy wyższe stężenie toksyny w tłuszczach paszowych firmy Harles und Jentzsch wykryto już w marcu 2010 roku! Prywatne laboratorium, które przeprowadziło badania, zataiło jednak ich wyniki. W ten sposób przez kilka miesięcy skażona karma trafiła do kilku tysięcy hodowców kur i trzody chlewnej. Rakotwórcze dioksyny mogą być obecne nie tylko w jajach i mięsie, ale również w mleku i jego przetworach. Istnieje podejrzenie, że zanieczyszczonymi paszami karmiono też bydło.
Niemieckie władze uspokajają, że stwierdzone w produktach spożywczych stężenie szkodliwej substancji nie stanowi zagrożenia dla zdrowia ludzi. Niezwłocznie jednak podjęto akcję niszczenia skażonej żywności. W ciągu kilku dni zniszczono 100 tysięcy kurzych jaj. Dioksyny uznawane są za jedną z najbardziej toksycznych substancji, jakie otrzymano w wyniku syntezy. Na Ziemi istnieją w ilościach śladowych. Pojawiają się głównie jako efekt uboczny spalania drewna, a także produkcji herbicydów. Bodaj najbardziej znanym ich rodzajem przedstawicielem jest TCDD składnik niesławnego Agenta Orange’a, który armia Stanów Zjednoczonych wykorzystywała podczas wojny w Wietnamie.