W Czechach za przekroczenie dozwolonej prędkości można dostać nawet 16 tys. zł mandatu, we Francji prawie 6 tys. zł. Natomiast w Polsce, nie ważne o ile przekroczymy prędkość, maksymalna kara nałożona przez policjanta to zaledwie 500 zł. Jednak już wkrótce ma się to zmienić.
Niedawno Książę Laurent, najmłodszy syn króla Belgów (Alberta II), przekroczył dozwoloną prędkość o 32 km/h. Fakt, mandatu nie dostał, ale w ramach kary policja zatrzymała mu prawo jazdy na dwa tygodnie. W Polsce otrzymałby maksymalnie 300 zł mandatu i 6 punktów karnych. Sprawa ma się jeszcze ciekawiej, kiedy spojrzymy na inne wykroczenia.
W Belgii, kiedy kierowca używa telefonu komórkowego bez zestawu głośnomówiącego, może być ukarany mandatem w wysokości prawie 5,5 tys. zł. Podczas gdy w Polsce za to samo wykroczenie grozi kara zaledwie 200 zł. Co ciekawe, również w Belgii, za nieprawidłowe wyprzedzanie grozi kara ok. 11 tys. zł, a u nas nie przekroczy ona 300 zł.
Rozbieżności są nie tylko między Polską a Belgią. Żeby nie było, że Belgowie zarabiają więcej niż Polacy, to weźmy za przykład naszych południowych sąsiadów. W Czechach, za przekroczenie prędkości maksymalnie można otrzymać nawet 1,6 tys. zł mandatu, podczas gdy w Polsce kwota nie przekroczy 500 zł, i to nieważne z jaką prędkością będziemy jechać. Oczywiście w kodeksie wykroczeń jest furtka. Policjant w sytuacji szczególnie niebezpiecznej może skierować sprawę do sądu, a kierowca może otrzymać wtedy nawet 5 tys. zł. grzywny. Ale w praktyce to prawdziwa rzadkość.
Jak się dowiedzieliśmy, wszystkiemu winien jest kodeks wykroczeń. Wynika z niego, że maksymalna wysokość mandatu nie może przekroczyć 500 zł. Co ciekawe ta kwota nie była zmieniona od 1997 r. Obecnie w Ministerstwie Sprawiedliwości trwają prace nad nowelizacją kodeksu wykroczeń. Maksymalna kara grzywny ma wzrosnąć do 6 tys. zł. Czy to oznacza także wzrost mandatów? Na to pytanie niestety nie otrzymaliśmy już odpowiedzi.
Jeżeli rządzący nie mają pomysłu, jak rozwiązać tę kwestię, możemy przytoczyć kilka pomysłów z Europy. Na przykład w Finlandii, mandat jest obliczany proporcjonalnie do zarobków delikwenta. Korzystając ze specjalnej aplikacji w telefonach komórkowych, policja ma na bieżąco dostęp do zeznań podatkowych kierowcy. Dzięki temu może na miejscu wlepić karę w odpowiedniej wysokości.
Przykład? Proszę bardzo. Pewien kierowca BMW wracał z pracy do domu. Jego auto jechało nie więcej niż 23 km/h ponad limit prędkości. Policjanci przyłapali go i po odczytaniu dochodu wystawili mandat w wysokości ponad 42 tys. zł. Sąd zmniejszył karę do około 25 tys. zł. Jednak kiedy policjant zeznał, że kierowca miał na karku jeszcze dwa mandaty za prędkość w tym samym roku przed wejściem nowego systemu, sąd dorzucił kierującemu jeszcze ponad 100 tys. zł kary. W Polsce otrzymałby co najwyżej 200 zł mandatu i 4 punkty karne.
Zapewne nasi decydenci zaraz podniosą lament, że tak się nie da, że dostęp do zeznań skarbowych mają tylko urzędnicy skarbowi, że komórki są drogie, nie wspominając już o potrzebnych aplikacjach.
Jednak Finlandia nie jest jedynym krajem, gdzie można pokusić się o uzyskanie najwyższego na świecie mandatu za prędkość. Również szwajcarskie prawo pozwala na nakładanie mandatów adekwatnych do wysokości zarobków. W styczniu tego roku pewien kierowca został przyłapany podczas jazdy swoim Ferrari Testarossa przez niewielką wioskę z prędkością prawie 100 km/h. Sąd w północno-wschodnim obwodzie St. Gallen zażądał od kierowcy prawie 850 tys. zł. U nas dostałby za to co najwyżej 500 zł i 10 punktów.
W Polsce jednak z uporem maniaka, zamiast dać policji narzędzia, wymyśla się nowe rozwiązania. Najnowszym jest ogólnopolska sieć fotoradarów obsługiwanych przez urzędników z Generalnego Inspektoratu Transportu Drogowego. Na wdrożenie całego systemu wydamy ponad 54 mln euro, czyli ponad 200 mln zł.
Wbrew temu co zdają się sądzić polscy ustawodawcy, wysokie mandaty skutecznie odstraszają od przekraczania prędkości. A podnosząc wysokość kar, nie trzeba wydawać setek milionów złotych na fotoradary i utrzymanie niezliczonych zastępów urzędników. Swoją drogą ciekawe, czy mandaty wystawione po pierwszym lipca, zrównoważą koszty poniesione na tę inwestycję.