Nadejście wiosny spowodowało, że rolnicy praktycznie w całym kraju przystąpili do siania zbóż jarych. Największym problemem jest jednak to, że na rynku brakuje kwalifikowanego materiału siewnego.
Nie wszędzie oczywiście są jeszcze warunki, żeby na pola mógł wjechać ciężki sprzęt, bo w rejonach podgórskich i na północnym wschodzie miejscami leży śnieg, a wiele obszarów jeszcze nie obeschło po wiosennych roztopach. Z każdym dniem robi się jednak coraz cieplej i na polach pojawia się coraz więcej ciągników i siewników.
W pierwszej kolejności rolnicy muszą ocenić stan rzepaku i zbóż ozimych. - Część upraw, niestety, źle przezimowała, bo i warunki do siewów jesiennych były słabe. Swoje zrobiła też zmienna aura w lutym i marcu. Dlatego niektóre plantacje zbóż i rzepaku trzeba po prostu zaorać i wysiać w to miejsce jary rzepak lub jare zboża - mówi Ludwik Łukomski, doradca rolny. I dodaje, że z wielu regionów kraju docierają do niego sygnały o spustoszeniach w uprawach, jakie wywołała zima. Niektórzy rolnicy skarżą się nawet, że wymarzło lub wymiękło wszystko, co zasiali jeszcze w tamtym roku. I teraz muszą po prostu próbować ratować swoje gospodarstwa, siejąc zboża jare.
Ale, niestety, z powodu rosnącego wiosną zapotrzebowania na ziarno siewne większego niż w poprzednich latach na rynku brakuje kwalifikowanego ziarna. Firmy nie były przygotowane na tak duży popyt. Rolnicy alarmują, że z tego powodu rosną ceny kwalifikowanego materiału siewnego - z różnych danych wynika, że np. za kwintal pszenicy jarej trzeba zapłacić nawet ponad 200 zł, nieco tańsze jest pszenżyto, a za jęczmień sprzedawcy żądają przeciętnie około 200 złotych. Jednak nie tylko konieczność zaorania upraw roślin ozimych i zastąpienia ich jarymi spowodowała braki kwalifikowanego ziarna siewnego. Rolnicy są zainteresowani najlepszymi gatunkami takiego ziarna, bo Agencja Rynku Rolnego może im zwrócić część kosztów zakupu kwalifikowanego lub elitarnego materiału siewnego. Od kilku lat funkcjonuje wszak z powodzeniem system takich dopłat i w przypadku roślin zbożowych dopłata wynosi 100 zł do każdego hektara, a do roślin strączkowych - 160 złotych. Z kolei w przypadku ziemniaków jest to 500 złotych. Jeśli chodzi o zboża, dopłatami objęta jest pszenica zwyczajna, żyto (populacyjne, syntetyczne lub mieszańcowe), jęczmień, pszenżyto i owies. Natomiast rośliny strączkowe, na które przysługują dopłaty do materiału siewnego, to łubin (żółty, wąskolistny lub biały), groch siewny bobik i wyka siewna. - Jestem przekonany, że z roku na rok będzie rosło zainteresowanie dopłatami, bo wysianie dobrego gatunku ziarna gwarantuje rolnikowi wyższe plony. A wyższe plony to także większe przychody z produkcji zbóż - mówi Zbigniew Pękalski, ekonomista. - A pamiętajmy, że teraz zboże jest bardzo drogie i wedle większości analityków powinno jeszcze długo utrzymać się na wysokim poziomie. Nawet w okresie żniw ziarno będzie o wiele droższe niż rok temu. I rolnicy widzą, że produkcja zboża dobrej jakości się opłaca, więc kupują więcej kwalifikowanego i elitarnego materiału siewnego - podkreśla Pękalski. Według ekspertów, to dobra informacja, bo w skali kraju powinny się poprawić zarówno wskaźniki dotyczące wielkości produkcji, jak i jakości zbieranego z pól ziarna.