Rozpoczęły się dorszowe żniwa. Po trzymiesięcznym okresie ochronnym w morze wypłynęły kutry. Z przyznanego Polsce, przez Międzynarodową Komisję Bałtycką, limitu, do odłowienia zostało niewiele ponad 4 tysiące ton dorszy. Rybacy mówią, że to za mało i dodają że ostatnie miesiące przyniosły same straty.
W Darłowie port jest prawie pusty - to znak że rozpoczął się sezon na dorsze.
To jedyny gatunek bałtyckich ryb, których sprzedaż jest opłacalna. Ich cena w
skupie kilkakrotnie jest wyższa od ceny fląder czy śledzi. Do wykorzystania z
tegorocznego limitu zostało rybakom niewiele ponad 4 tysiące ton. Rybacy
narzekają, że z roku na rok jest coraz gorzej. W tym limit jest mniejszy, aż o
jedna trzecią. Rybacy cały czas czekają na odszkodowania. Przez ostatnie trzy
miesiące nie łowili dorszy. Mówią, że również oni są za ochroną tych ryb ale nie
mogą ponosić aż takich strat finansowych. Chcą takich samych rekompensat jak
rybacy w Unii. Negocjacje z rządem trwają już kilka miesięcy. Aż 80% rybaków z
samego Darłowa podczas okresu ochronnego na dorsze pobierało zasiłek. Armatorzy
nie mieli pieniędzy na ubezpieczenia i wypłaty. Część z nich dorabiało
organizując w sezonie rejsy wycieczkowe po Bałtyku.