Zaplanowana prowokacja - tak szef kółek rolniczych Władysław Serafin nazywa sprawę nagrania jego rozmowy z b. prezesem Agencji Rynku Rolnego Władysławem Łukasikiem. Według niego cała sprawa to "zamach" na jego osobę, a nagrania dokonano podrzuconą mu do gabinetu kamerą.
Rozmowy Serafina z Łukasikiem ujawniła prasa; jak relacjonowały media, Łukasik mówił Serafinowi o wykorzystywaniu państwowego majątku przez niektórych działaczy Stronnictwa dla własnych korzyści. W stenogramach rozmowy pojawił się też wątek należącej do ARR spółki Elewarr.
"Obrzydliwa prowokacja skierowana przeciwko mnie" - powiedział we wtorek PAP Serafin. Pytany, kto - jego zdaniem - mógł być jej autorem i co mogło być jego celem odparł: "Nie wiem kto, nie wiem jak. Jest to ohydne i wkręcanie mnie w taką intrygę, jest po prostu jakąś zaplanowaną prowokacją".
Serafin uważa, że nagrania dokonano podrzuconą do jego gabinetu kamerą. "Technika dziś jest taka, że przez okno można wrzucić pluskwę. Przy moim otwartym biurze każda rzecz jest możliwa; mam bardzo otwarty gabinet i każdy tu może przyjść, tysiące ludzi się przewijają przez mój pokój, ja po nikim nie sprzątam, nie sprawdzam" - mówił szef kółek rolniczych.
Jak przekonywał, rozmowa z Łukasikiem była całkiem prywatnym spotkaniem i została zaplanowana kilka dni wcześniej. "Ktoś bezczelnie wykorzystał ten moment" - ocenił Serafin. Zapewnił, że po wyjściu Łukasika z nikim nie rozmawiał na temat tego, co usłyszał.
Pytany, dlaczego nie zawiadomił prokuratury w związku z tym, co usłyszał od Łukasika, powiedział, że nie traktował tych informacji w kategoriach przestępstwa. "A dlaczego miałem zawiadamiać prokuraturę? Czy każdy, kto się kawy napije i dowie się plotek, leci do prokuratora? Co by w tym kraju się działo, gdyby każdy leciał do prokuratury, bo usłyszał parę plotek" - powiedział Serafin.
"Nie do mnie należała weryfikacja wyznań mojego kolegi; to była koleżeńska rozmowa, ja tego nie oceniłem jako przestępstwa" - stwierdził. Jak powiedział, słowa Łukasika potraktował jako "zwierzenia poranionego człowieka, którego potraktowano źle i chce się wypłakać". "Przyszedł się do mnie wypłakać i ktoś to bezczelnie wykorzystał" - dodał.
Serafin powiedział, że całą sprawę traktuje bardziej jako "zamach" na jego osobę niż na ministra rolnictwa Marka Sawickiego; nie traktuje jej także jako przedwyborczej rozgrywki w PSL. Na jesiennym kongresie partii odbędzie się wybór prezesa PSL.
"Nie mam nic wspólnego z jakąkolwiek grupą, dla mnie Marek Sawicki jest wzorowym, najlepszym ministrem; nikt mi nie zarzuci, że ja Markowi zrobiłem krzywdę, to samo z premierem Pawlakiem" - podkreślił.
Zaznaczył, że wszelkie frakcyjne podziały w PSL go nie interesują. "Są poza mną. Nikt mi nie udowodni, że ja analizuję przedwyborczą sytuację w PSL i z kimś jestem ułożony" - powiedział.
Dodał, że on "by takiej taśmy nie wypuścił z rąk, gdyby ją miał". "Buduję nowoczesny związek rolniczy i może to kogoś boli i komuś przeszkadza. Ktoś chciał mnie skompromitować, nie ministra" - powiedział. Jak dodał, ktoś "chamsko, brutalnie" wszedł w jego prywatne życie i chce go zniszczyć.
"Nie mam żadnych interesów z żadną spółką; nie miałem powodów się na nikim mścić, bo nie jestem w żaden sposób związany - ani prywatnie, ani służbowo - z żadną agencją rządową, z żadną spółką. Zatem nie mam powodów szukać haka na kogokolwiek, nikt mi krzywdy nie zrobił" - powiedział Serafin.
Podkreślił, że obecnie chce jedynie "odpocząć od tej całej sytuacji". "Nie interesuję się, jakie wnioski będą. Nie miałem i nie mam złych zamiarów wobec PSL i jakiegoś działacza; jest to chamstwo, co się stało, brutalne chamstwo" - mówił szef kółek rolniczych.
7474229
1