Związek Sadowników RP obawia się , że drastycznie niskie ceny i monopolistyczna polityka zakładów przetwórczych mogą być przyczyną bankructwa tysięcy gospodarstw sadowniczych. Dlatego też już od kilku lat apeluje o podjęcie długofalowej współpracy pomiędzy plantatorami a przemysłem przetwórczym w postaci zawarcia wieloletnich umów kontraktacyjnych. Także od kilku lat bezskutecznie próbujemy zmienić istniejące pod tym względem polskie i unijne prawodawstwo.
Zdaniem ZSRP działalność zakładów przetwórczych w Polsce i ich relacje z plantatorami owoców jest przykładem jednej z najgorszych organizacji rynku w skali całej UE. Nie posiadamy jakiekolwiek wpływu na to co robią przetwórnie, ponieważ w przeważającej większości są w rękach obcego kapitału, a my nie jesteśmy ich współwłaścicielami. Tak więc polityka skupowa odbywa się poza naszym oddziaływaniem. Najgorsze jest też to, że przemysł absolutnie nie liczy się nie tylko z dostawcami i nie ma zamiaru z nimi współpracować, ale wydaje się, że jest w tym zakresie także poza zasięgiem oddziaływania polskich i unijnych władz. Istniejące prawo nie pozwala sadownikom uruchamiać własnego, konkurencyjnego dla istniejącego monopolu własnego przetwórstwa i nie przewidywało do tej pory wsparcia dla jego tworzenia. Nawet tak korzystne dla Polski przepisy dotyczące tworzenia i działalności grup producenckich nie pozwalały im inwestować w chłodnie, zamrażalnie, linie do produkcji moszczów i koncentratów. Ich skuteczny lobbing na poziomie międzynarodowym zablokował nam taką możliwość. Dlatego jak podkreśla Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP nadszedł czas aby to w końcu zmienić.
Warto wiedzieć, że zakłady przetwórcze były w minionych latach ogromnymi beneficjentami unijnych i krajowych środków pomocowych. Wykorzystały je głównie na zwiększenie mocy przerobowych i magazynów na gotowy produkt. Niestety regulujące te kwestie unijne i krajowe przepisy nie spowodowały poprawy organizacji rynku, wręcz przeciwnie - znacząco wzmocniły ich pozycję w stosunku do i tak słabego dostawcy surowca.
- Zagraniczne przetwórnie zamiast mieć pozytywny wpływ poprzez zwiększenie konkurencyjność na rynkach zewnętrznych na dochodowość współpracujących z nimi dostawców surowca, wykorzystały publiczne wsparcie na inwestycje do „rozgrywania” polskich sadowników. Pamiętajmy, że ostatecznym beneficjentem Wspólnej Polityki Rolnej powinien być europejski rolnik, mówią o tym zasady regulujące warunki funkcjonowania tej unijnej polityki. W tym przypadku jedynym, któremu ta polityka przyniosła wzmocnienie jest właściciel przetwórni - niestety to prawie nigdy nie jest rolnik. Naszym zdaniem jest to absolutnie niezgodne z prawem i przyniosło dokładnie odwrotny od zakładanego przepisami skutek - dodaje Robert Remiszewski, wiceprezes ZSRP.
Podstawą do rozliczenia środków pomocowych, jakie pozyskały zakłady przetwórcze było wykazanie się podpisanymi umowami kontraktacyjnymi z plantatorami. Największym problemem jest to, że w przepisach dotyczących zasad wsparcia nie określono wzoru takiej umowy, warunków na jakich powinna zostać zawarta oraz kryteriów ceny. Zakłady zmuszały sadowników do podpisywania umów, które były z reguły jednostronne i dawały zakładom bezwzględną przewagę w pertraktowaniu zasad.
- Jestem dużym producentem wiśni. Od lat jestem skazany na widzimisię przetwórni i ich punktów skupu. Nie mam najmniejszego wpływu na oferowane ceny, a tym bardziej na ich negocjacje. Praktycznie wygląda to tak, że od rana zrywam owoce, płacę pracownikom ustaloną stawkę za zerwanie jednego kilograma i czekam wieczorem w punkcie skupu na propozycję cenową na dany dzień. Mogę ją w tym momencie albo zaakceptować, albo…. wyrzucić owoce do przysłowiowego rowu. Nie mam innego wyboru. Proszę też pamiętać, że wcześniej musiałem swoją plantację posadzić, czekać kilka lat na wejście jej w owocowanie, chronić w każdym sezonie przed chorobami i szkodnikami, nawozić i pielęgnować. W ustalaniu cen nie pomaga mi także to, że jestem członkiem grupy producentów, bowiem z nią zakłady również nie chcą rozmawiać. Tak nie da się długo funkcjonować. Gospodarstwa takie jak moje, produkujące dużo owoców do przerobu stoją na krawędzi bankructwa. Ja nie mam za co utrzymać rodziny –mówi Ryszard Kaźmierczak, sadownik z łódzkiego, - prezes o/Rogów ZS RP.
W ocenie ZSRP Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi powinno bacznie przyjrzeć się temu procederowi, bo za jakiś czas może to spowodować nałożenie na nasz kraj dotkliwej kary finansowej ze strony Komisji Europejskiej za niewłaściwe wykorzystanie pomocy. Problem ten zresztą sygnalizuje w swoim ubiegłorocznym komunikacie Europejski Trybunał Obrachunkowy, który wskazuje Polskę jako jeden z krajów, w którym może to mieć miejsce.
- Czara goryczy przelała się w tym sezonie. Niskie ceny skupu jabłek przemysłowych zaproponowane wiosną tego roku, później katastrofa w skupie czarnej porzeczki i wreszcie obecne notowania wiśni to kpina z polskich sadowników. Proponowane stawki za wczesne jabłka to zapowiedź ogromnego kryzysu. To wszystko jest drwiną z plantatorów, polskich władz i polskiego i unijnego prawa. To brak jakiejkolwiek etyki w biznesie i poszanowania partnera. Nie możemy się temu bezczynnie przyglądać! Nie damy się posłać na dno! Wykorzystując środki pomocowe inwestowaliśmy w produkcje i podnoszenie jej jakości. Chcemy być konkurencyjni na arenie międzynarodowej dla nas samych, dla naszego kraju, dla naszych następców. Chcemy być liczącym się światowym graczem na rynku owoców, a nie kosztem naszego bankructwa „nabijać kasę” kilku właścicielom międzynarodowych koncernów spożywczych - mówi Witold Piekarniak - skarbnik ZSRP.
- Mamy wielką nadzieję,, że polski Rząd i jego organy zrobią wszystko, aby Polska odnosiła korzyści z pozycji sektora owocowego, a tworzące go od kilku pokoleń gospodarstwa mogły się dalej rozwijać. Mamy też nadzieję, że nie będziemy musieli zwracać pomocy, jaką otrzymaliśmy na organizację rynku, a nas polskich producentów, nie pozwoli ograniczyć do roli dostawców taniego surowca dla globalnego przemysłu przetwórczego – podsumowuje Mirosław Maliszewski.
8945839
1