Jak trwoga to do... kieszeni podatnika - taką zasadę wyznaje minister finansów Jacek Rostowski (61 l.), który już planuje położyć rękę na pieniądzach Polaków - pisze FAKT.pl. Głównym orężem w walce o szersze zasilenie kasy państwa mają być mandaty. Dlatego w budżecie na 2013 rok Rostowski zaplanował, że wpływy z mandatów, grzywien i innych opłat wyniosą nie 16 mld zł jak do tej pory, a 20 mld zł! – podaje tygodnik Newsweek.
Na cel wziął sobie przede wszystkim kierowców, których z roku na rok raczy coraz większymi mandatami. Czy Rostowski może decydować ile mandatów i grzywien zapłacimy? A no może. Wystarczy, że planując budżet zapisze kwotę, którą życzyłby sobie ściągnąć z użytkowników pojazdów, a odpowiednie służby ruszają wlepiać mandaty, aby spełnić oczekiwania ministra. Pomocne w planie szefa resortu finansów mają być maszynki do robienia pieniędzy, czyli fotoradary.
Rostowski kwotą ok. 130 mln zł dofinansował Inspekcję Transportu Drogowego, która zakupiła m.in 300 radarów, samochody i wideorejestratory. Dzięki nim zamierzał osiągnąć dla budżetu ok. 1,2 mld zł w 2012 roku. W 2013 roku Rostowski chce, aby Inspekcja Transportu Drogowego zasiliła budżet jeszcze wyższą kwotą. Tym razem postawił przed pracownikami Inspekcji trudne zadanie - zdobycie aż 1,5 mld zł!
- Celem nakładania mandatów za przekraczanie prędkości powinno być podnoszenie bezpieczeństwa na drogach. Tymczasem gromadzenie przez budżet pieniędzy z mandatów stało się celem samym w sobie - mówi tygodnikowi ekonomista prof. Witold Orłowski. Innym sposobem rządu na wyciągnięcie grosza od kierowców jest ciągła aktualizacja taryfikatora mandatów. W 2010 roku wystawiono Polakom niemal 4,5 mln mandatów na kwotę 737 mln zł. W 2011 roku liczba ta wzrosła do 4,8 mln kar i kwoty 774 mln zł! Do połowy 2012 roku sama drogówka wlepiła już ponad 1,3 mln mandatów, jednak kwoty resort już nie zdradza. Wyraźnie zatem widać, że rząd nakładaniem coraz wyższych grzywien, wlepianiem większej liczby mandatów i rozstawianiem kolejnych fotoradarów chce łatać dziurawy budżet. Powstaje jednak pytanie kto jest za tę dziurę w budżecie odpowiedzialny – karani obywatele, czy politycy?