Ryby z Morza Bałtyckiego są silnie skażone produkowanymi przez przemysł związkami chemicznymi, które mogą m.in. wywoływać raka, zaburzać pracę mózgu, serca czy nerek.
Skażenie bałtyckich śledzi jest pięćdziesiąt razy większe niż tych z Oceanu Atlantyckiego - wynika z najnowszego raportu Światowego Funduszu na rzecz Przyrody (WWF).
Według organizacji, stan wód Bałtyku pomogłoby poprawić nowe rozporządzenie Unii Europejskiej, dotyczące kontroli substancji chemicznych (REACH). Sprzeciwia mu się jednak przemysł chemiczny.
"Silne skażenie gatunków żyjących w Morzu Bałtyckim to nie tylko obciążenie z przeszłości (...). Każdego dnia do Bałtyku trafiają ogromne ilości syntetycznych związków chemicznych, wykorzystywanych w produktach codziennego użytku, z których większość nie została nigdy przebadana pod kątem bezpieczeństwa dla zdrowia organizmów żywych" - napisał w przesłanym we wtorek PAP komunikacie dyrektor WWF Polska Ireneusz Chojnacki.
Według raportu WWF, w latach 1980-90 rocznie wraz z rybami wyławianymi z Bałtyku wyławiano też 31 kg PCB - toksycznego związku wykorzystywanego do produkcji kondensatorów. Zdaniem WWF, środek ten może m.in. wywoływać raka, zaburzać pracę układu odpornościowego i rozrodczego. Zdaniem organizacji, właśnie z tego powodu w 1995 roku Szwedzki Urząd ds. Żywności zalecił, aby kobiety w ciąży całkowicie wyeliminowały ze swojej diety bałtyckie śledzie i łososie.
Według ekologów, Morze Bałtyckie jest bardzo podatne na skażenia. Dzieje się tak m.in. dlatego, że zachodzi w nim bardzo mała wymiana wody (Bałtyk jest połączony z Oceanem Atlantyckim tylko przez wąskie cieśniny). Oznacza to, że ta sama woda pozostaje w naszym morzu przez 25-30 lat, wraz ze wszystkimi zawartymi w niej zanieczyszczeniami. Dodatkowo sytuację pogarsza fakt, że Bałtyk jest morzem zimnym, co powoduje, że biodegradacja chemikaliów zachodzi w nim znacznie dłużej niż w cieplejszym środowisku.
Lepszą ochronę przed toksycznymi substancjami, zawartymi w produktach codziennego użytku, ma wprowadzić przygotowywane przez Unię Europejską rozporządzenie REACH, które m.in. nakłada na producentów środków chemicznych obowiązek dostarczania do centralnej agencji chemicznej formularzy rejestracyjnych, zawierających dane o bezpieczeństwie każdego związku produkowanego w ilości powyżej jednej tony rocznie.
Substancje, stanowiące bardzo duże zagrożenie, byłyby wycofywane z użytku i zastępowane przez bezpieczniejsze odpowiedniki, chyba że zakłady przemysłowe będą w stanie zapewnić "odpowiednią kontrolę".
Prezes zarządu Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego, która zrzesza kilkadziesiąt największych firm z branży, Wojciech Lubiewa- Wieleżyński powiedział we wtorek PAP, że przemysł chemiczny jest przeciwny wprowadzeniu REACH przede wszystkim ze względu na jego koszty.
"To są olbrzymie koszty, które musiałby ponieść przemysł chemiczny, wiele fabryk trzeba byłoby zamknąć. Poza tym już przy obecnie istniejących uwarunkowaniach prawnych konkurencyjność produkcji w Europie w stosunku do innych regionów świata jest dużo niższa" - powiedział Lubiewa-Wieleżyński.
Zdaniem WWF, który powołuje się na szacunki Nordyckiej Rady Ministrów (skupia ona przedstawicieli rządów państw skandynawskich - PAP), koszt wprowadzenia tego rozporządzenia to jedynie 0,06 proc. rocznych dochodów branży chemicznej.