Rybacy nie dostali dopłat za przymusowy, trzymiesięczny postój podczas okresu ochronnego dorsza. Część musiała zwolnić załogi.
Polska flota rybacka liczy 420 kutrów, z czego połowa to "siedemnastki” i
"kaefki” wyspecjalizowane w połowach dorsza. Pozostałe łodzie i "rufy” przez
trzy miesiące bez przeszkód łowiły inne gatunki, kutry dorszowe musiały pozostać
w porcie. Żadnych dopłat nie udało się wywalczyć, choć negocjacje trwały
bardzo długo. Sytuacja była tak trudna, że część armatorów zdecydowała się
zwolnić załogi lub w wysłać na bezpłatne urlopy. Teraz zatrudniają na nowo –
mówi Ryszard Klimczak, Przewodniczący Sztabu Kryzysowego
Rybołówstwa.
Na "dorszowych” kutrach pracuje zazwyczaj pięć osób. Bez
środków do życia zostało 1050 osób. Rybacy radzili sobie jak mogli.
Mamy prawo zachowania przyłowu, czyli tego, co wpadnie w sieci – mówi
Krzysztof, rybak z małej miejscowości. – Prawda jest taka, że łowiliśmy co
się dało i ile się dało, bo z czegoś żyć trzeba. Brak dopłat zmusił
rybaków do kłusowania, co nie poprawiło sytuacji dorsza w Bałtyku. Rada Badań
Morza wydała "umiarkowaną” opinię o stanie stada bałtyckiego, na zwiększenie
limitów nie można więc liczyć. Co gorsza sezon dorszowy tak naprawdę trwa od
pierwszego września do pierwszych sztormów. Podczas złej pogody rybacy nie mogą
wypływać na połów. Sztab Kryzysowy Rybołówstwa liczy na dopłaty dopiero po
wejściu Polski do Unii Europejskiej. Po akcesji nasi rybacy powinni być
traktowani według tych samych zasad co ich unijni koledzy. Jestem
euroentuzjastą, wierzę, że były rzetelnie przeprowadzone negocjacje i nie
stracimy na tym, a prawo się unormuje - mówi Klimczak.
Okres
ochronny
Okres ochronny na dorsze trwa od 1 czerwca do 31 sierpnia.
Wydłużono go w ubiegłym roku. Wcześniej można było łowić ryby do końca czerwca.
Decyzję podjęła Rada Badań Morza po tym, jak okazało się, że stado dorsza w
Bałtyku jest poważnie zagrożone. Podjęto również inne działania - zwiększono
rozmiar oczek w siatkach na dorsze. Niektóre kraje wprowadziły zakaz trałowania.
Polscy rybacy na to się nie zgodzili.
Najwięcej "dorszowych” kutrów
"KF” i "17” stało (w czasie okresu ochronnego na połowy dorsza) we
Władysławowie, potem w Kołobrzegu, Dziwnowie, Darłowie i Ustce. Na "KF-ie” i
"17” pracuje od 5 do 7 osób. Bez pracy przez trzy miesiące było więc od 1050 do
1400 osób.