Konflikt nad Bałtykiem przybiera na sile. Po grudniowych ustaleniach polsko-unijnych, zakazujących polskim rybakom połowów w zależności od miejsca na morzu przez 2–3 miesiące w roku, Ministerstwo Rolnictwa wyznaczyło dodatkowy miesiąc zakazu.
Zaproponowaliśmy rybakom terminy pokrywające się mniej więcej ze świętami międzynarodowymi. Na spotkaniu jeszcze przed świętami zaakceptowali nasze propozycje, a teraz protestują – mówi Grzegorz Łukaszewicz, dyrektor departamentu rybołówstwa w Ministerstwie Rolnictwa.
Nikt z nami niczego nie konsultował – odpowiada Jerzy Safader, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb, jednej z pięciu organizacji rybackich wchodzących w skład Sztabu Kryzysowego Rybołówstwa.
Terminy narzucone przez Ministerstwo Rolnictwa uważa za bezsensowne. Rybacy chcą, żeby dni zakazu były wybierane przez nich samych. O swoich wyborach raportowaliby administrację na koniec miesiąca. Terminy zakazu narzucone sztywno przez Unię plus sztywne regulacje rządu polskiego kumulują się. W efekcie prowadzi to do całkowitego zakazu połowów przez większą część kwietnia i maja, czasu najlepszych połowów.
W rybołówstwie wystarczy zakaz 5, 6 dni, żeby przerwać dostawy na pół miesiąca. Szkoda, że nie zdaje sobie z tego sprawy administracja w Warszawie – mówi Jerzy Safader.
Przedstawiciel Ministerstwa Rolnictwa odpowiada jednak, że terminy, o których mowa, muszą być sztywno uregulowane rozporządzeniem ministra rolnictwa. Nic podobnego. Przykładem są Szwedzi i Duńczycy – mówi Bogdan Waniewski, szef Stowarzyszenia Armatorów Rybackich z Kołobrzegu, również wchodzącego w skład Sztabu Kryzysowego Rybołówstwa.
Swoją propozycję Sztab Kryzysowy wysłał już do resortu. W razie braku odzewu grożą blokadą portów rybackich. Przedstawiciel resortu rolnictwa przestrzega jednak rybaków, grożąc sądami.
Nie mamy wyjścia. Zgadzając się na propozycje ministerstwa zbankrutujemy – twierdzi B. Waniewski.
Uważa, że wraz z nim zbankrutuje tysiąc innych właścicieli kutrów i łodzi rybackich, pływających po Bałtyku.