Aż 40% polskich parlamentarzystów może być uwikłanych w konflikt interesów, bowiem tylu spośród nich to posiadacze przedsiębiorstw, zakładów, udziałów i akcji. Jeszcze nie ucichła burza wokół powiązań towarzysko biznesowych wicepremiera Waldemara pawlaka - lidera PSL a już jest nowy przykład tym razem senatora PO -Tomasza Misiaka, który jako 30% posiadacz udziałów i do wczoraj, 16 marca - przewodniczący rady nadzorczej w firmie Work Service oskarżany jest o sprzyjanie jej interesom. Work Service dostała w konkursie, ale bez przetargu pośrednio z państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu kontrakt na szkolenia i pomoc w znajdowaniu pracy dla zwalnianych stoczniowców. Wcześniej senator pracował nad ustawa, która miała zapewnić miękkie lądowanie po likwidacji ich zakładów w Gdyni i Szczecinie.
Zdaniem Julii Pitery - pełnomocniczki rządu ds. walki z korupcją doszło do konfliktu interesów, ale prawa nie złamano. Dlaczego? Bo, jak sam to tłumaczy senator Misiak - kontrakt wart kilkadziesiąt milionów złotych dla konsorcjum firm DGA i Work Service przyznała 16-osobowa komisja w trybie "z wolnej ręki" - dozwolonym przez ustawę o zamówieniach publicznych. Work Service na świadczonych usługach nie zarobi, zarobią tylko zatrudnieni trenerzy, psychologowie i szkoleniowcy. Przedsięwzięcie jest więc non profit. Ale jak zauważają konkurenci z konkursu grupa szkoleniowa NSZZ "Solidarność" komisja konkursowa odrzuciła ofertę związkowców, gdyż nie było w niej gwarancji zatrudnienia dla połowy osób mających być objętych szkoleniem. Tymczasem już po powierzeniu zadania Work Service okazało się, że w wymaganiach stawianych tej firmie nie ma 50% a tylko 20% wymóg zatrudnienia - znalezienia pracy dla szkolonych stoczniowców. Chodzi też o drugie dno - oto okazuje się, że jedną z byłych (do grudnia 2006 r.) właścicielek Effectica - firmy, która współpracowała Work Service jest żona wicepremiera - Kalina Schetyna. Effectica wykonała kilka kontraktów dla firmy, której znaczącym współudziałowcem jest senator Tomasz Misiak.
Czy na podobne "miny" można nadepnąć także w przypadku "rolniczych" posłów i senatorów ? Wielu ma przedsiębiorstwa obsługujące rolnictwo, wielu jest wielkoobszarowymi rolnikami. Rodzi się więc pytanie - czy żeby nie popadać w konflikt interesów trzeba nie być rolnikiem czy przedsiębiorca? W skrajnym przypadku należałoby być pustelnikiem lub gołym, jak święty turecki. Ale czy wówczas tacy "święci" byliby w stanie stanowić prawo i radzić nad losami kraju nie znając się ani krztyny nad rzeczową stroną prowadzenia gospodarstw czy zakładów?