Wiele wskazuje na to, że powoli, powoli rodzi się ruch oporu rolników przeciwko poczynaniom niektórych urzędników Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Zaczęło się wiosną br. Na podstawie Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 26 lutego 2009 roku ARIMR pozbawiła rolników - jak pisali internauci na jednym z portali - funduszy z tytułu dopłat rolnośrodowiskowych a mianowicie nie otrzymali pieniędzy na tzw. strefy buforowe i miedze śródpolne oraz 20% dodatku dla rolników za tzw. produkcję zrównoważoną tzn. za utrzymywanie m.in. zwierząt w gospodarstwie. Ale były fundusze na zwiększenie zatrudnienia w Agencji, komputeryzację, wzrost wynagrodzeń dla pracowników, okładanie budynków agencji marmurami itp.
Dalej internauci wyliczali, że w latach 2007-2008 na 50 mld zł do zagospodarowania w postaci dopłat dano rolnikom 4,7 mld przy kosztach własnych ARiMR 2 mld rocznie. Przez dwa lata wydano więc 4 mld zł co oznacza, jak wyliczali internauci, że do dziś rolnicy dzielą się z Agencją swoimi pieniędzmi prawie pół na pół. A podobno w założeniach przedakcesyjnych do Unii Europejskiej pisano, że Agencja na każde dane rolnikowi 100 zł wyda na cele własne 4,7 zł a nie 46 zł jak obecnie.
W czerwcu br. w prasie radio i telewizji podano, że 4 rolników podało Agencję do sądu i cała czwórka wygrała procesy na łączną kwotę 600 tys. zł. Potem, że CBA w oddziale łódzkim ARiMR odkryła nieprawidłowości na wielką skalę. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że rolnik spod Sanoka wygrał spór przed sądem z Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Chodziło o dopłaty dla młodych rolników, które Agencja najpierw przydzieliła a potem chciała odebrać. W 2000 r. rolnik spod Sanoka dostał siedmiohektarowe gospodarstwo po rodzicach Kilka lat później ARiMR przyznała na jego rozwój 50 tys. zł dotacji. Rolnik był przekonany, że na rozliczenie zakupów inwestycyjnych ma 5 lat, ale się pomylił, bo ARiMR zażądała rozliczenia już kilka miesięcy po przyznaniu pieniędzy, bowiem uznała, że okres rozliczenia rozpoczął się od chwili przejęcia gospodarstwa a nie od chwili pobrania dopłaty. Rolnik odmówił oddania pieniędzy i rację przyznał mu najpierw sąd rejonowy w Sanoku a potem sąd okręgowy w Krośnie. W całym kraju w podobnej sytuacji jest kilkuset rolników. Czy w ślad za odważnym rolnikiem spod Sanoka pójdą i inni?