Od wczesnej wiosny rosną ceny żywności. Handlowcy argumentują, że jest to naturalne, gdyż z powodu złej pogody rolnicy żądają więcej pieniędzy za surowce.
Wyższe ceny na początku łańcucha produkcyjnego, powodują automatycznie lawinę podwyżek w kolejnych etapach przetwarzania płodów rolnych. W efekcie koszty złej pogody ponoszą konsumenci. To proste tłumaczenie ma uzasadnić postępowanie przetwórców i handlowców . Czy jednak obecny wzrost cen rzeczywiście jest uzasadniony, a jeżeli tak, to czy uzasadniona jest aż tak duża skala podwyżek?
Przecież chleb zaczął drożeć zanim do jego wypieku piekarze użyli mąki z tegorocznych zbiorów, a dodatkowo wiadomo, że do wypieków używana jest mąka z unijnych magazynów. Dotkliwa w wielu rejonach Polski susza nie zniszczyła też pastwisk w całym kraju. Skąd zatem drogie pieczywo i makarony, drogie mleko i jego przetwory, drogie ziemniaki, droga pasza dla zwierząt, a co się z tym łączy już znacznie droższe mięso i jego przetwory?
Czy fakt, że funkcjonujemy w gospodarce UE nie powinien być ochroną i zabezpieczeniem przed lokalnymi klęskami pogodowymi? Kiedy ceny zaczną spadać? I wreszcie na ile podwyżki są uzasadnione, a w jakim stopniu to wykorzystywanie sytuacji przez przetwórców?