Dwa lata temu Polska weszła do Unii Europejskiej. Mało kto o tym dziś pamięta. Na ulicach niewiele jest unijnych flag. Najbardziej sceptyczni wobec unijnej wspólnoty byli rolnicy.
Na wsi 1.maja 2004 roku więcej było obaw niż nadziei na lepsze. Rolnikom obiecywano lepsze życie i większe pieniądze: dopłaty i pomoc z funduszy unijnych.
Grzegorz i Cecylia Dąbrowscy prowadzą razem gospodarstwo rolne we wsi Sawino niedaleko Białegostoku. Mimo, że nie skorzystali z funduszy strukturalnych, swoje dwa lata w Unii oceniają nie najgorzej. – Według mnie, to nie jest jeszcze tak źle, przy produkcji bydła ja jestem zadowolony z kwotowania, bo przynajmniej mam jakąś pewność, że to mleko, które wyprodukuję – sprzedam – mówi pan Grzegorz.
Wielu rolników, którzy już w Unii zaczęli rozwijać gospodarstwa, narzeka jednak na zbyt mały mleczny limit. To, co nie podoba się panu Grzegorzowi Dąbrowskiemu to system dopłat. On sam wolałby dostać dopłatę do produkcji, a nie do hektara. Jego zdaniem system dopłat obowiązujący w Polsce sprawia, że wieś wolniej się rozwija. Poza tym dopłaty przychodzą zbyt późno, a w tym roku rolnicy nie dostali na czas nie tylko pieniędzy, ale nawet potrzebnych do wypełnienia na następny rok wniosków.
Urzędnicze procedury denerwują też panią Cecylię Dąbrowską. W Unii najbardziej przeszkadza jej biurokracja. Jej dom już zamienił się w mini-biuro. Musi dbać o ponad 200 paszportów dla zwierząt, pisać wnioski, robić sprawozdania z wykorzystania mlecznych limitów.
Państwo Dąbrowscy jednak zastrzegają, że dopiero za kilka lat będą mogli rzeczywiście ocenić czy wchodzić do Unii było naprawdę warto.