Kilkunastu podlaskich rolników domaga się w sądzie odszkodowań za straty spowodowane przez łosie w prywatnych lasach. Łosie objadają młode pędy sosnowe, drzewa przestają rosnąć. W środę w Warszawie sąd rozpatrzy pierwsze pozwy przeciwko ministrowi środowiska.
Kwoty odszkodowań wymieniane w pozwach rolników z okolic Moniek, wahają się od kilku tysięcy nawet do ok. 50 tys. zł.
Przed Sądem Rejonowym dla miasta stołecznego Warszawy rolnicy występują z pozwami przeciwko ministrowi środowiska. W ich ocenie, on bowiem powinien zapłacić za szkody łosi w prywatnych uprawach leśnych.
Jak powiedział PAP w poniedziałek mec. Grzegorz Bielski, który reprezentuje rolników, resort domaga się oddalenia pozwów. Zdaniem prawników ministerstwa, nie można przypisać mu bowiem odpowiedzialności w tej sprawie.
Rolnicy wystąpili jednak przeciwko ministerstwu, bo w 2010 roku, w identycznej sprawie Sąd Okręgowy w Białymstoku prawomocnie zasądził rolnikowi ze wsi Downary koło Moniek ponad 2,3 tys. zł z odsetkami od Skarbu Państwa. Jako reprezentanta Skarbu Państwa, czyli instytucję, która ma zapłacić, wskazał właśnie ministra środowiska.
Choć w polskich sądach nie ma instytucji precedensu, to właśnie ten proces miał dać innym gospodarzom informację, czy uzyskanie odszkodowania za szkody łosi jest możliwe. Zwierzęta bytujące w Biebrzańskim Parku Narodowym i jego otoczeniu niszczą w ich lasach młode sosny. Zwłaszcza zimą zwierzęta obgryzają młode pędy, co sprawia, że drzewo przestaje rosnąć, czasem obumiera.
Teraz inni rolnicy liczą, że podobnie jak ich kolega, któremu Ministerstwo Środowiska wypłaciło pieniądze w sierpniu 2010 roku, otrzymają odszkodowania. Sędziowie przestrzegają jednak, że uzyskanie odszkodowania także w kolejnych przypadkach nie jest takie oczywiste. W każdej sprawie odpowiedzialność Skarbu Państwa będzie oceniana bowiem indywidualnie.
Orzekając o konieczności wypłaty odszkodowania za szkody łosi rolnikowi z Downar, sąd wziął pod uwagę przede wszystkim treść prawa łowieckiego. Ocenił bowiem, że łoś - mimo obowiązującego od 10 lat moratorium na odstrzał - jest zwierzyną łowną, a nie gatunkiem chronionym.
Z uzasadnienia orzeczenia wynikało, że w przypadku szkód wyrządzanych przez łosie, odpowiedzialność Skarbu Państwa sprowadza się do zaniechania. Polegało ono na tym, że nie wprowadzono terminu, do którego zakaz odstrzału łosi ma obowiązywać i przy tym nie wprowadzono i nie wskazano żadnych metod zapobiegania ewentualnym szkodom poczynionym przez te zwierzęta.
Teraz odszkodowania w wysokości 50 tys. zł domaga się m.in. sołtys wsi Owieczki w powiecie monieckim, Henryk Dzięgielewski. Łosie objadły mu około 3 ha sosnowego lasu. Dzięgielewski uważa, że szkody są tak duże, iż żeby czerpać korzyści z drzewostanu, trzeba byłoby go przedtem odtworzyć i ponieść na to koszty.
"Potrzeba jednego pokolenia" - uważa rolnik. Zaznacza jednocześnie, że odtwarzanie lasu nie ma sensu, bo wszędzie w okolicy, gdzie są młodniki sosnowe, łosie je niszczą. "To syzyfowa robota" - powiedział PAP. Ocenia, że łosie przychodzą do lasów prywatnych, bo nie mają wystarczającej ilości pożywienia w Biebrzańskim Parku Narodowym, bo tam nie ma młodników.
Sołtys wsi Owieczki mówi, że łosie od lat systematycznie przychodziły do jego lasu i podjadały sosny. "A jak wprowadzono w 2001 roku moratorium (czyli zakaz strzelania do łosi - PAP) i łosi przybyło, to w ciągu roku schrupały to sobie i już. I co roku przychodzą i podskubują" - mówi Dzięgielewski.
Tam, gdzie łosie połamały czuby, drzewa nie odrastają. Sołtys wsi Owieczki mówi, że identyczna sytuacja jest u wielu jego sąsiadów. Dzięgielewski ma nadzieję, że sąd ustali wreszcie, kto i ile ma zapłacić za szkody wyrządzane w lasach prywatnych przez łosie.
7827484
1