Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

Robią nam wodę z mięsa

19 listopada 2011
Nawet kupując szynkę premium możesz trafić na produkt ze ścięgien, włókien i tłuszczu. W dodatku - przeterminowany.
- Konsument płaci za wodę, a nie za mięso oraz za tłuszcz, zamiast białka - mówi Marek Szczygielski, kujawsko-pomorski wojewódzki inspektor jakości handlowej z Bydgoszczy.
Inspektorzy skontrolowali 108 zakładów przetwórczych. Prawie 18 proc. produkowanych przez nie wyrobów miało inny skład niż podany na etykiecie.
Nieprawidłowości stwierdzono w przypadku 67 partii wędlin z mięsa czerwonego, w tym aż 31 partii należących do grupy premium, czyli tych - teoretycznie - z wyższej półki.
Jak oszukują producenci? Na przykład zafałszowują skład wyrobów.

Co kryje fantazyjna nazwa?

W przypadku 137 partii wędlin (ok. 34,8 proc. skontrolowanych), w tym 72 partii należących do grupy premium, okazało się, że w wykazie składników zabrakło wszystkich surowców użytych do produkcji - np. alergenów, wody, soli, aromatów.
Zatajają też fakt dodawania MOM (czyli mięsa oddzielanego mechanicznie) zawierającego znacznie więcej tłuszczu i konserwantów niż zwykłe mięsa.

I wprowadzają konsumentów w błąd w kwestii trwałości produktu. Inspektorzy stwierdzili, że bezpodstawnie wydłużają termin przydatności do spożycia. - Na rynku wędlin trwa bardzo ostra konkurencja, niestety, głównie opierająca się na obniżaniu kosztów. A to się odbija na jakości - komentuje Marek Szczygielski, dla którego wyniki kontroli nie są zaskoczeniem.
Bo w branży mięsnej od dawna panuje bałagan. - Producent może wymyślić najbardziej fantazyjną nazwę, a skład - taki, jaki mu odpowiada. Nie ma żadnych norm, do których musiałby się stosować - tłumaczy inspektor.

Dlatego kupując np. kiełbasę wiejską u dwóch producentów, możemy otrzymać wyrób o zupełnie innym smaku i składzie.
Wojewódzki inspektor wyjaśnia, że opracowane na początku lat 60. normy spowodowały, że polskie wędliny zdobyły sławę na całym świecie. Ale w latach 90., gdy wybuchła wolność gospodarcza, zniesiono obowiązek stosowania ich. To odbiło się niekorzystnie na jakości wyrobów.

Mały produkuje zdrowiej

Winą za tę sytuację niektórzy obarczają szefa resortu rolnictwa. Zgodził się na dalsze funkcjonowanie 800 zakładów, które w 2009 r. powinny zostać zamknięte, ponieważ nie spełniały norm unijnych.
Jednak Marek Szczygielski nie zgadza się z tym. - To były wymogi techniczne, dotyczące wysokości pomieszczeń i bezpieczeństwa żywności, a nie jej jakości. I dobrze się stało, że tamte zakłady przetrwały. Bo to właśnie w nich, u małych producentów kupimy tradycyjne wyroby - uważa inspektor. - Wielkie zakłady przemysłowe idą na ilość, a nie na jakość.

Zafałszowywanie informacji podawanych na etykietach może również odbić się na zdrowiu. - Gdy konsument stosuje specjalną dietę i myśli, że zje wędlinę o niskiej zawartości tłuszczu - informuje Marek Szczygielski.
- Zboże podrożało a to przekłada się na wyższe koszty produkcji. Z drugiej strony, wielkie sieci handlowe wymuszają niższe ceny, a za tym często idzie niższa jakość. Jednak to nie tłumaczy takich oszustw - twierdzi Andrzej Skiba, właściciel chojnickich zakładów mięsnych.

- Nie jem w ogóle mięsa i mam ten problem z głowy - podsumowuje wyniki kontroli Anna Wilczyńska z Torunia.


POWIĄZANE

Główny Inspektorat Sanitarny wydaje coraz więcej ostrzeżeń publicznych dotyczący...

Uprawa soi przy wsparciu technologii – ciekawy kierunek dla polskich rolników Ar...

Najnowsze dane GUS pokazały zaskakująco wręcz dobre dane na temat aktywności dew...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę