Alarmująco wzrosła liczba zatruć dopalaczami. W tym roku blisko 2 tys. osób z podejrzeniem ich zażycia trafiło do szpitali. To trzy razy więcej niż w ubiegłym - alarmuje "Rzeczpospolita".
Głośne uderzenie policji i służb sanitarnych w 2010 r. w branżę dopalaczową podcięło jej skrzydła, ale na krótko. Stacjonarnych sklepów ubyło, ale sprzedaż w internecie i pokątny handel kwitną. Wzrosła też rodzima produkcja tych środków.
"Najwięcej podejrzeń zatruć dopalaczami było w województwie śląskim, warmińsko-mazurskim i łódzkim" - mówi dyr. Tomasz Białas z Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Zagłębiem dopalaczowym wciąż jest łódzkie - co przekłada się na liczbę zatruć. W tym roku było ich tam pół tysiąca, czyli co czwarte w kraju. W Pabianicach - jak ocenia GIS - działa ok. 20 firm trudniących się biznesem dopalaczowym.
"Są legalnie zarejestrowane, oficjalnie zajmują się sprzedażą towarów. Ale przez internet i sieć stacjonarnych punktów rozprowadzają dopalacze" - tłumaczy Tomasz Białas.
Eksperci twierdzą, że potrzeba ponadstandardowych kroków - np. przyjęcia rozwiązań z Wielkiej Brytanii czy Francji, gdzie wymiana jednego ze składników nie powoduje, że dopalacz staje się legalny.