Ponad 200 zwierząt znajduje się w mikołowskim Leśnym Pogotowiu. Zjadają miesięcznie tysiąc myszy, sto szczurów, tyle samo świnek morskich, czterdzieści królików oraz dziesiątki kilogramów wołowiny, siana i żołędzi. - To rekord. Prowadzę pogotowie 10 lat, ale nie miałem tu tylu zwierząt naraz - mówi Jacek Wąsiński, leśnik.
Pogotowie znajduje się na skraju lasu w mikołowskiej dzielnicy Kamionka. Wokół leśniczówki powstało kilkanaście zagród. W jednej mieszka jeleń Bartek z rodziną, w innej trzy świnie pekari. Wszystkich wita lama Florek, której nie chcieli w zoo, i największy pieszczoch tej menażerii - jeleń Kuba. - To sierota, tuli się do każdego. Jego matkę zabili kłusownicy - wyjaśnia Wąsiński, założyciel i szef pogotowia.
W klatce są także: schorowany ryś Richard z sensacjami żołądkowymi, antylopy Garny skaczące na wysokość dwóch metrów, miniaturowy jeleń - mundżak chiński i jenot. W wolierach mieszka kilkadziesiąt gatunków ptaków, w tym 12 myszołowów, sokół, krogulce, kormoran i struś emu. Wąsiński zagospodarował także stodołę dla bocianów. - Mam tu ponad 200 zwierząt, które reprezentują aż 105 gatunków - mówi leśnik, który sam prowadzi schronisko.
Do pogotowia trafiają zwierzęta z całej Polski. Wąsiński przyjmuje pokaleczone zwierzęta z wypadków drogowych, młode porzucone w lesie oraz okazy z ogrodów zoologicznych. - Małe zwierzątka są często z nami w domu. Dajemy im mleko z butelki. Karmiłem tak małe zajączki - mówi 10-letni Mirek, syn Wąsińskiego.
Rocznie leśną przechowalnię opuszcza kilkaset zwierząt. Niedawno Wąsiński wypuścił dwie samice myszołowa. Nadlatują zawsze, kiedy ich były opiekun zawoła: "Malutka, malutka". - Potem siedzą z kurami i żadnej nawet nie tkną - opowiada Wąsiński.
Nie traktuje prowadzenia pogotowia jako pracy, jednak teraz musi myśleć jak biznesmen. Zwierzęta zjadają pokarm za 7 tys. zł miesięcznie, trzeba zrobić dla nich nowe wybiegi.
Nadleśniczy z Katowic użyczy Wąsińskiemu dodatkowy hektar lasu pod rozbudowę zagród. - Zrobiłem już wstępny kosztorys - tłumaczy leśnik. - Nie mogę jednak narzekać na brak pomocy, bo oprócz nadleśnictwa pomagają mi konserwator przyrody oraz Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska.
W przyszłym roku będzie się starał o kolejne dotacje. - Chciałbym, żeby dzieci, które mnie odwiedzają, mogły zobaczyć żubra - zapowiada.