Rozpoczyna się ostatnia faza batalii o reformę Wspólnej Polityki Rolnej. Decyzje w tej sprawie mogą być pojęte już w połowie przyszłego tygodnia w Luksemburgu. Jednak zanim do tego dojdzie, Piętnastka musi pogodzić swoje sprzeczne interesy, a z tym może być trudno. Swoje stanowisko w tej sprawie przedstawił w Brukseli również polski rząd, któremu założenia reformy podobają się, choć kilka propozycji bardzo mocno krytykuje.
Gorącym zwolennikiem uzgodnienia zasad reformy jeszcze w czerwcu jest Grecja,
która obecnie przewodniczy pracom Piętnastki. Grecy chcą, aby kompromis osiągnąć
już podczas najbliższego spotkania unijnych ministrów rolnictwa, które odbędzie
się 11 i 12 czerwca w Luksemburgu. "Popieramy te rozwiązania, które generalnie
nie prowadzą do pogorszenia warunków wynegocjowanych w Kopenhadze" - mówi Jerzy
Plewa, wiceminister rolnictwa. Dlatego jesteśmy za oddzieleniem wysokości dopłat
bezpośrednich od wielkości produkcji. Uważamy, że lepszym rozwiązaniem są
dopłaty powierzchniowe do hektara.
Polski rząd jest także za
wprowadzeniem tzw. degresji dopłat bezpośrednich. Oznacza to, że w ciągu
najbliższych 10 lat dopłaty dla największych unijnych gospodarstw rolnych
stopniowo malałyby. Taka zasada nie mogłaby jednak dotyczyć polskich rolników.
Ci powinni otrzymywać takie subwencje, jakie udało się nam wynegocjować w
Kopenhadze.
Niepokój budzi także propozycja obniżenia cen
interwencyjnych na mleko i zboża. W zamian za to Bruksela chce producentom,
którzy stracą na takim rozwiązaniu, zaproponować większe dopłaty bezpośrednie.
Polski rząd zapowiada, że będzie się domagał, aby zarówno dla unijnych farmerów
jak polskich rolników było one w takiej samej wysokości.