Afrykański pomór świń jest za naszą wschodnią granicą. Do końca nie wiadomo ile ognisk tej choroby odnotowano w Rosji i na Białorusi. Dla naszych hodowców świń oznacza to realne zagrożenie. Dlaczego? Mówi o tym prof. Zygmunt Pejsak z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego. Profesor uczula hodowców na objawy ASF u świń i przedstawia zasady współpracy z lekarzami weterynarii.
- Afrykański pomór świń to choroba zakaźna świń i dzików. Nie dotyczy żadnych innych gatunków zwierząt ani człowieka. Zagrożenie dla polskich hodowli po raz pierwszy w historii jest niezwykle realne - mówi Pejsak. - W Rosji ASF wymknął się spod kontroli. Liczba ognisk jest ogromna. Wirus z każdego takiego ogniska może przedostać się do sąsiadującego kraju. Przykładem może być Białoruś, gdzie według oficjalnych danych są już dwa ogniska afrykańskiego pomoru świń. Według danych rosyjskich: 50 ognisk. Wciąż pojawiają się kolejne - dodaje.
- Od kilku miesięcy nasza weterynaria i hodowcy trzody żyją tylko i wyłącznie tym problemem. Bardzo niebezpieczne jest to, że świnie zarażone wirusem ASF nie zapadają na chorobę od razu. Z początku pojawia się gorączka, ale jeszcze przez okres od 7 do 10 dni świnie nie wykazują objawów chorobowych - tłumaczy profesor. - Od pojawienia się objawów mija między 24 a 48 godzin do padnięcia zwierzęcia. Często właściciel zauważa, że ma w swoim stadzie problem dopiero w momencie, kiedy świnie zaczynają padać. Dzieje się to jednocześnie we wszystkich kategoriach wiekowych zwierząt: padają prosiaki, warchalki, tuczniki... Tutaj wiek nie odgrywa roli - zaznacza.
Zwraca uwagę, że w zakażonym stadzie pada na początku ok. 80 proc. świń. - Niestety, z obserwacji poczynionych na terenach, gdzie ASF występuje wynika, że kiedy następuje diagnoza pierwszego ogniska choroby, zakażone jest już ok. 20 innych stad. Zazwyczaj choroba wykrywana jest zbyt późno - przyznaje prof. Pejsak. - Choć są kraje w Europie, które zdiagnozowały pierwsze ognisko, zlikwidowały je i nigdy później nie miały problemu z afrykańskim pomorem świń - wskazuje.