Operator uszkodzonej przez katastrofę sejsmiczną japońskiej elektrowni atomowej Fukushima I firma Tepco podała w czwartek, że od marca może zostać zmuszona do odpompowywania do morza zdezaktywowanej wody, gdyż możliwości jej magazynowania są ograniczone.
Do skażonej strefy ustawicznie przedostają się wody gruntowe, które zostają następnie poddane dezaktywacji, co znacznie redukuje ich radioaktywność.
11 marca bieżącego roku połączone z tsunami potężne trzęsienie ziemi poważnie uszkodziło elektrownię Fukushima I, powodując przynajmniej częściowe stopienie rdzeni paliwowych w trzech z jej sześciu reaktorów i znaczną emisję substancji promieniotwórczych do otoczenia. Jest to najpoważniejsza katastrofa nuklearna od czasu wybuchu reaktora w elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku.
"Chcielibyśmy zwiększyć liczbę zbiorników do magazynowania wody, ale trudno będzie robić to w nieskończoność" - powiedział dziennikarzom rzecznik Tepco Junichi Matsumoto. Jak zaznaczył, wynosząca około 155 tys. ton pojemność zbiorników wyczerpie się mniej więcej w marcu.
Tepco poinformowała również, że w czwartek jej siedzibę w Tokio odwiedziła delegacja krajowej federacji spółdzielni rybackich, by wyrazić protest przeciwko planom odpompowywania wody do morza.
Tepco twierdzi, że wciąż analizuje potencjalny wpływ zdezaktywowanej wody na środowisko morskie, a przed ewentualnym odpompowaniem do morza zostałaby ona dodatkowo rozcieńczona.
W trakcie chłodzenia uszkodzonych reaktorów bezpośrednio po awarii w elektrowni nagromadziły się dziesiątki tysięcy ton skażonej wody. Ocenia się, że obecnie codziennie przenika do siłowni od 200 do 500 ton wody gruntowej, którą również trzeba magazynować.
W kwietniu Tepco wypuściło do morza ponad 10 tys ton zdezaktywowanej wody, by zrobić miejsce dla wody o znacznie wyższym stopniu radioaktywności. Spowodowało to ostre protesty Chin i Korei Południowej.