Skończyły się pieniądze na kontrole w polskich zakładach ubiegających się o prawo eksportu poza Unię. Problem w tym, że wkrótce do Polski mają przyjechać kontrolerzy z czterech krajów, którzy chcą odwiedzić kilkanaście zakładów. Ich pobyt trzeba będzie sfinansować. Do tej pory płaciła za to Inspekcja Weterynaryjna. Dziś jednak jej kasa jest już pusta.
W ciągu najbliższych miesięcy do Polski ma przyjechać grupa inspektorów z Brazylii i Stanów Zjednoczonych, którzy zainteresowani są przetworami mlecznymi i drobiem. Zaraz po nich zapowiedzieli się Japończycy i Ukraińcy. Obie grupy sprawdzą warunki produkcji wołowiny.
Krzysztof Jażdżewski, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii: tylko te 4 kontrole mogą wynieść 240 tysięcy złotych. A my tych pieniędzy w budżecie nie mamy.
Władze Inspekcji weterynaryjnej zaczęły szukać dodatkowych źródeł finansowania. W pierwszej kolejności o pomoc zwróciły się do ministra z rolnictwa. Ale odpowiedzi brak. Równolegle rozpoczęto też rozmowy ze związkami branżowymi, których kontrole miałyby dotyczyć.
Ze wstępnych dyskusji widać jednak, że te niechętnie wyłożą pieniądze, bo ryzyko, że koszty kontroli się nie zwrócą jest wysokie.
Rajmund Paczkowski, Krajowa Rada Drobiarstwa: jest to temat dość problematyczny, bo do nas mają przyjechać kontrolerzy ze stanów zjednoczonych. Nie wiem, co mielibyśmy tam robić. Przecież wiadomo, że USA są największym producentem drobiu na świecie i najtańszym. No, może tylko ze względów prestiżowych warto tam być.
Ale na kontrolach sporo mogą skorzystać inni. Choćby producenci bydła i właściciele zakładów dla których eksport mięsa czy żywych zwierząt wydaje się mieć obiecujące perspektywy.