Elektrownie wiatrowe produkują czystą energię, ale postawione w nieodpowiednim miejscu, mogą być olbrzymim zagrożeniem dla środowiska. Tak właśnie może być w dolinie Noteci, gdzie o wiatraki rozbiją się tysiące ptaków rocznie.
Fermę wiatrową z ok. 250 wiatrakami chce wybudować na terenie czterech
pilskich gmin: Szamocin, Chodzież, Budzyń i Margonin firma Geowat z Piły, filia
niemieckiego koncernu o tej samej nazwie.
Każdy wiatrak będzie miał
120 m wysokości i rozpiętość skrzydeł 80 m. Będzie miał moc 2 megawatów i ważył
- bez fundamentów - ok. 200 ton.
Byłaby to największa ferma wiatrowa,
jaka dotychczas powstała w Polsce. Na obecnie pracującą w Zagórzu k. Wolina
składa się zaledwie 15 wiatraków.
114 wiatraków stanie w samym
sercu doliny Noteci - jednej z większych tras migracji ptaków w
Polsce.
Zginą tysiące ptaków
W czasie
przelotów może rozbijać się o wiatraki od 1 do 3 proc. wędrujących ptaków.
Wydaje się, że to niewiele, ale przy masowych przelotach może oznaczać tysiące
zabitych ptaków. Poza tym o przetrwaniu jakiegoś gatunku na danym terenie może
decydować śmiertelność rzędu dziesiątej części procenta – mówi dr Przemysław
Chylarecki z Instytutu Zoologii PAN w Warszawie i prezes Ogólnopolskiego
Towarzystwa Ochrony Ptaków. – A na przykład dla syberyjskiego łabędzia
czarnodziobego dolina to jedna z ważniejszych tras wędrówek w
Europie.
Dla ptasich wędrowców dolina jest nie tylko "korytarzem
powietrznym", ale też miejscem odpoczynku. Co roku zakłada tam gniazda kilka
tysięcy ptaków – twierdzi Przemysław Wylegała z Polskiego Towarzystwa
Ochrony Przyrody "Salamandra", które zaprotestowało przeciwko stawianiu
wiatraków w dolinie. W sumie w dolinie Noteci występuje 240 gatunków ptaków.
U nas rozbijałyby się za dnia bociany, żurawie. Niepewny byłby też los orłów
bielików, które są równie mało zwrotne jak sępy. W sąsiedztwie planowanej
elektrowni gniazda mają dwie pary orłów bielików. Latają polować na pobliskie
stawy i gdyby wiatraki stanęły w tym miejscu, to orły byłyby zmuszone kluczyć
między nimi – mówi Wylegała. – Nie jesteśmy przeciwko elektrowniom
wiatrowym. Uważamy je za znakomite rozwiązanie, ale nie w tym miejscu.
Zdaniem dr. Chylareckiego, gdyby wiatraki znalazły się 5-10 km dalej, poza
doliną, zagrożenie dla ptaków zmniejszyłoby się do minimum.
Będą
pieniądze i praca?
Urzędnicy z Szamocina i Chodzieży nie widzą
problemu. Wiatraki to dla nich szansa na podreperowanie budżetu wyjątkowo
ubogich gmin. Geowat obiecuje zainwestować tylko w tych dwóch gminach 110 mln
euro. Dzięki elektrowni dochody gminy z samych podatków wzrosną co
najmniej o połowę. Mnóstwo rzeczy będę mógł zrobić dla mieszkających tutaj
ludzi – mówi Zbigniew Salwa, wójt gminy Chodzież.
Burmistrz
Szamocina Eugeniusz Kucner przekonuje, że poza większym budżetem gminy
elektrownia ma jeszcze jeden atut - miejsca pracy. Tamtejsze gminy są dotknięte
bardzo wysokim bezrobociem. Zrobię wszystko, aby dać ludziom miejsca pracy
chociażby przy budowie fermy wiatrowej – mówi burmistrz. – Nawet
kilkanaście nowych miejsc pracy to dla naszej gminy już bardzo
dużo.
Być może samorządowców przekonał do tej inwestycji senator
Henryk Stokłosa, jeden z najbogatszych ludzi w kraju? Wiele wskazuje, że jest on
powiązany z tą inwestycją. Co prawda tylko kilka wiatraków stanie na ziemi
należącej do niego (większość znajdzie się na gruntach Agencji Rolnej oraz
miejscowych rolników), ale nazwisko senatora dziwnie przewija się w całej
sprawie. Przedstawicielem firmy Geowat w Pile jest Marek Wardach, były kierowca
Stokłosy, a na protesty ekologów momentalnie zareagował należący do niego
"Tygodnik Nowy". W komentarzu od redakcji można przeczytać, że groźba rozbijania
się ptaków "to teoretyczne dywagacje, na które nie ma dowodów".
8
sierpnia radni Szamocina odrzucili protesty ekologów i przyjęli zmiany w planie
zagospodarowania przestrzennego, które pozwolą na wybudowanie elektrowni w ich
gminie. Ptakami się nie przejęli, bo jak tłumaczy burmistrz Szamocina: –
Ptaki wcale nie mają ptasich móżdżków. Jak będą widzieć przeszkodę, to ją po
prostu ominą. Dr Chylarecki wcale nie jest tego taki pewien: – To tak
jakby ustawić nieoznakowaną przeszkodę na autostradzie. Część kierowców zauważy
ją w porę, a część - nie.